Kiedy w 2008 roku Sonic Team zastanawiało się, jak uczcić zbliżające się dwudzieste urodziny niebieskiego jeża, do głowy wpadł im kapitalny pomysł – połączyć stare z nowym. Efektem ich trzyletnich prac okazało się ciepło przyjęte Sonic Generations, mające za zadanie uczcić najlepsze elementy z poprzednich odsłon serii. W tym miejscu muszę zaznaczyć, iż swoją przygodę z tą produkcją rozpoczynałem z dość interesującego miejsca. Mój romans z serią ogranicza się do pierwszych kilku odsłon i do grona ich fanów bynajmniej nie należę, ba, średnio lubuję się choćby w gatunku platformówek. Wspominam o tym z dwóch powodów. Po pierwsze, transparentność. Po drugie, Sonic Generations pomimo wszystkich tych znaków na niebie zdołało mnie w sobie rozkochać.
Spis treści
- Kilka słów o fabule
- Podział rozgrywki na 2D i 3D
- Dla starszych i młodszych graczy
- Poziom trudności
- Nowa zawartość
- Oprawa
- Podsumowanie
Wybierz swojego jeża
Uważam zresztą, iż jest to produkcja perfekcyjna dla wszystkich, kto chciałby rozpocząć swoją przygodę z Soniciem, ale nie jest pewien, czy sięgnąć po bardziej klasyczne, dwuwymiarowej odsłony, jak chociażby Sonic Mania, czy może coś współcześniejszego i trójwymiarowego w stylu najnowszego Sonic Frontiers lub również odświeżonego niedawno Sonic Colours. Generations łączy w sobie bowiem dwa style rozgrywki, tłumacząc to przy okazji krótkiej i wyjątkowo nijakiej opowiastki o kosmicznym bycie, pochłaniającym bohaterów serii z różnych linii czasowych, tym samym zmuszając młodszą i starszą wersję Sonica do połączenia sił i uratowania swoich przyjaciół oraz świata.
Więcej miejsca na opis fabuły poświęcać nie zamierzam, bo i pisać o czym zbytnio nie ma. To po prostu bezpieczna opowiastka, której jedyną wartością dodaną jest możliwość zobaczenia różnych wersji bohaterów wchodzących ze sobą w interakcję. Nie jest tego jakoś szczególnie dużo, ale docenić należy smaczki, jak chociażby to, iż choć współczesny Sonic jest wygadany, to już jego młodsza według chronologii wydarzeń wersja pozostaje niemową, porozumiewając się wyłącznie przy pomocy gestów, okraszonych dodatkowo charakterystycznymi dźwiękami (ot, odgłos sprężynki przy podskoku). Złośliwie pozwolę sobie przy okazji zaznaczyć, iż jest to jednocześnie najlepiej napisana postać w grze, bo dialogi swoim „luzactwem” i poziomem gry aktorskiej potrafią przyprawić o skręt kiszek.
Jeden poziom, dwa warianty
Samą rozgrywkę podzielono natomiast na 9 poziomów, nawiązującym stylistycznie oraz mechanicznie do najsłynniejszych etapów z poprzednich Soniców. Nie mogło zatem zabraknąć chociażby kultowego Green Hill Zone z oryginału czy ucieczki przed ciężarówką z Sonic Adventure. o ile niepokoi Was ta skromna liczba poziomów, to niepotrzebnie. Sonic Generations to gra krótka, ale jej ukończenie powinno zająć Wam około pięciu godzin, więc tragedii nie ma. Poziomów w rzeczywistości jest bowiem 18, bo każdy z nich występuje w dwóch wariantach (lub aktach, jak nazywają to twórcy) – klasycznym i współczesnym. Do tego doliczyć należy 7 etapów z bossami, a także łącznie 90 pobocznych wyzwań. Wersja gry ze składanki Sonic X Shadow Generations oferuje ponadto pinballową minigrę Casino Night, która pierwotnie ukazała się jako DLC.
Kolczasta kuleczka
Pomysł na przedstawienie każdego z poziomów w dwóch wariantach wypada naprawdę kapitalnie. Klasycznym Soniciem faktycznie gra się tak, jak za czasów Mega Drive’a. Toteż ograniczeni jesteśmy do poruszania się po zaledwie dwóch płaszczyznach, każdy z etapów posiada przynajmniej kilka ścieżek do jego końca, a naszą jedyną super mocą jest zwinięcie się w kulkę w locie, by móc uderzyć i pokonać przeciwnika, lub na ziemi, aby „spalić gumę” i wystrzelić z olbrzymią prędkością przed siebie. Zadbano choćby o to, żeby przeszkody terenowe i wrogowie można było dostrzec, dopiero kiedy się w nie wbiegnie. Kolejna złośliwość z mojej strony, ale faktem jest, iż osiągana przez Sonica prędkość sprawia, iż często musimy wykazać się olbrzymim refleksem, by nie stracić życia.
Nastoletni l00zak
Etapy współczesnego Sonica będą natomiast zdecydowanie bliższe młodszym graczom (lub przynajmniej mniej starym, bo przecież rewolucjonizujące formułę Sonic Adventure pochodzi z 1999 roku). Akcja przeniesiona zostaje bowiem w trzeci wymiar, aczkolwiek nie oznacza to, iż obserwujemy ją wyłącznie zza pleców jeża. Kamera podczas pędzenia po długich prostych potrafi niekiedy oderwać się od bohatera, by ukazać akcję od boku. Potrafi być to niekiedy konfundujące, ale efekt tego pomysłu jest mimo wszystko całkiem niezły. Tego typu przejazdy kamery dodają całości dynamizmu i naprawdę czuć wówczas prędkość, więc kiedy tempo na chwilę zwalnia, bo akurat musimy pokonać kilku przeciwników lub wskoczyć po paru platformach, można poczuć się, jakbyśmy brodzili w smole.
Współczesny Sonic jest przy okazji najbardziej zróżnicowaną mechanicznie częścią przygody, głównie za sprawą licznych umiejętności. Niebieski jeż wprawdzie zapomniał, jak zwinąć się w kulkę, ale za to potrafi pokonać przeciwników, atakując ich kopniakiem z wyskoku (celowanie w przeciwników jest tutaj automatyczne, dzięki czemu nie musimy się frustrować przez mało precyzyjne sterowanie, które charakteryzuje te segmenty), dokonać szybkiej szarży przed siebie, przeskakiwać od jednej ściany do drugiej, a także – to nowość w Sonic X Shadow Generations – uderzyć z przytupem o podłoże, znane weteranom Sonic Manii. Do tego doliczyć należy szereg charakterystycznych dla wszystkich poziomu umiejętności specjalnych, pozwalających chociażby na moment zamienić się w rakietę lub koło zębate, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Wszystkie skazy oryginału
Szanuję takie przywiązanie do detalu. Każdą wersją Sonica gra się bowiem tak, jak w powiązanych z nimi odsłonach. Wiąże się to wprawdzie z pewnymi ułomnościami, o których wspomniałem powyżej – słaba widoczność przeszkód w klasycznych etapach, czy niezbyt precyzyjne sterowanie w tych współczesnych. To jednak coś, do czego gwałtownie się przyzwyczajamy. Większość poziomów i mechanik stworzono bowiem w taki sposób, by jak najkrócej wystawiać gracza na tego typu ułomności, dzięki czemu przez zdecydowaną większość czasu możemy bezproblemowo cieszyć się wiatrem we włosach, pędząc do mety.
Zwłaszcza iż Sonic Generations to produkcja wyjątkowo łatwa. Nie ma tutaj licznika żyć, więc porażka cofa nas do najbliższego punktu kontrolnego, co wiąże się z koniecznością nadrobienia maksymalnie kilkunastu sekund. Poziomy zajmują w większości zaledwie kilka minut, a twórcy checkpointów bynajmniej nam nie skąpią. Przyznam jednak, iż nie obraziłbym się o nieco wyższy poziom trudności, w szczególności w przypadku bossów, którzy okazują się niesamowitymi popychadłami. Na szczęście dla spragnionych wyzwać pozostają różnorodne, cóż, wyzwania i przedmioty do zebrania (czerwone gwiazdki, po których zaliczenie pozwoli Wam na odblokowanie bonusowych ilustracji czy alternatywnej muzyki do poziomów.
Casino Night
Jeżeli tęsknicie za poziomem-kasynem z Sonic the Hedgehog 2, a Waszą ulubioną poboczną częścią serii jest Sonic Spinball, to z pewną dozą prawdopodobieństwa zainteresuje Was również dodatek Casino Night do Sonic Generations. To bowiem darmowa od jakiegoś czasu, a także dołączona do pakietu Sonic X Shadow Generations minigra pinballowa, w której Sonic przyjmuje rolę kulki na olbrzymim stole do flippera, inspirowanym kultowym etapem z „dwójki”.
Zawartościowo nie jest może imponująco, w końcu do dyspozycji mamy zaledwie jeden stół, ale Casino Night nadrabia to miodnością. Cóż tu dużo mówić, to pinball, więc już po kilku chwilach pstrykania flipperami wsiąknąłem bez pamięci, próbując zebrać jak największą liczbę punktów. Śliczny projekt samego stołu, odrębne umiejętności specjalne dla wszystkich Sonica i kilka zakamarków, do których możemy się dostać, by chociażby spróbować swoich szans z jednorękim bandytą wystarczają, by doskonale się bawić. Szkoda jedynie, iż nie pomyślano o więcej niż jednym stole.
O, jaki ładny jeżyk!
Pod względem wizualnym Sonic Generations prezentuje się całkiem ślicznie, aczkolwiek w dużej mierze zależy to od poziomu. Nowa wersja Green Hill Zone wypada kapitalnie, ale już Planet Wisp z Sonic Colours to wizualna tragedia. Złego słowa powiedzieć nie mogę natomiast o modelach postaci. Wszystkie są kolorowe i po prostu ładne, ale na szczególną uwagę zasługuje przeniesienie dwuwymiarowych sprite’ów starych wersji postaci w trzeci wymiar. Klasyczny Sonic, Tails i Dr. Robotnik prezentują się świetnie z charakterystyczną dla siebie „kulistością”. Sonic X Shadow Generations nie zmienia pod tym względem zbyt wiele poza wyższą rozdzielczością i liczbą klatek (aczkolwiek 60 FPS robi w tego typu grze sporą różnicę). Mechanicznie też jest całkiem nieźle, błędy się zdarzają, to fakt, ale na szczęście bardzo, bardzo rzadko. Ot, raz przeniknąłem przez przeciwnika, tyle.
Co dwa jeże, to nie jeden
Sonic Generations, tak jak już wspominałem, to fantastyczny sposób na to, by odkryć, jaki Sonic odpowiada Wam najbardziej. Ja, ku niemałemu zaskoczeniu, najbardziej polubiłem się z tym współczesnym, choć i ten klasycznemu, ku już całkiem sporemu zaskoczeniu, skłonny byłbym podać rękę na zgodę. Natomiast dla fanów marki jest to absolutny must-have, celebrujący wszystko to, co w Sonicu najlepsze – dynamiczną akcję, widowiskowe sceny oraz świetną, choćby jeżeli mocno zakorzenioną w latach dwutysięcznych muzykę. Twórcy włożyli mnóstwo serca w tę produkcję i widać to na każdym kroku, choćby o ile Sonic Generations perfekcyjne nie jest.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
LUB