Na początku tego roku na rynek trafiła odświeżona wersja oryginalnej trylogii Tomb Raider. Pierwsza część (choć można to rozszerzyć tak naprawdę na wszystkie trzy) mimo tony pudru i kilku mechanicznych usprawnień dla wielu wciąż okaże się nie lada przeprawą. Nic dziwnego, bo to tytuł niemalże trzydziestoletni, pochodzący z czasów raczkującego 3D, czyli niejako Dzikiego Zachodu tworzenia trójwymiarowych produkcji. No, ale przecież tekst ten tyczy się nie pierwszego Tomb Raidera, a jego Tomb Raider: Anniversary, czyli jego remaku z 2007 roku. Wspominam o nim jednak dlatego, iż obie te gry pięknie ilustrują różnicę między remasterem a remakiem.
Spis Treści
- Rozgrywka
- Problemy mechaniczne
- Oprawa
- Fabuła
- Podsumowanie
Remake z krwi i kości
O ile odświeżony Tomb Raider to dokładnie ta sama, choć ładniejsza i nieco przyjemniejsza w odbiorze produkcja, o tyle Anniversary stoi na własnych nogach, adaptując pierwowzór do współczesnych (przynajmniej w momencie premiery) czasów. Całość hula na silniku otwierającego nowe kontinuum Tomb Raider: Legend, więc poza zdecydowanie piękniejszą oprawą, spodziewać należy się mechanik, których próżno szukać w oryginalne. Ot, Lara potrafi teraz nie tylko skakać i wspinać się na kwadratowe bloki, ale też włazić na kolumny i stawać na ich czubkach, śmigać po gzymsach, kręcić się na drążkach, a choćby bujać się na lince z hakiem.
Wszystko to w zasadzie rewolucjonizuje sposób rozgrywki względem części pierwszej, a przy okazji wymusiło na twórcach zaadaptowanie znanych fanom poziomów do nowych możliwości. Wciąż ujrzymy tu wszystkie klasyczne widoki i kultowe scenki, jak chociażby przebieżkę po koloseum, walkę z tyranozaurem próby w greckiej świątyni, a jednak każdej z tych scen towarzyszy poczucie świeżości. Weterani nieco prędzej połapią się w tym, co trzeba zrobić, ale już dojście do rozwiązania może okazać się nieco trudniejsze, bo porzucić trzeba będzie dawne przyzwyczajenia. Tomb Raider: Anniversary to zatem produkcja bardzo znajoma, którą odkrywa się na nowo.
Błędy współczesności
Psikus polega na tym, iż rozgrywka z ówczesnych odsłon serii to swego rodzaju loteria i nie inaczej jest w tym przypadku. Tomb Raider: Anniversary zdecydowanie na plus należy zaliczyć walkę, która okazuje się tu zdecydowanie bardziej intuicyjną, a i sami bossowie to już nie gąbki na pociski, a małe zagadki i raczej proste (zresztą poziom trudności gry Crystal Dynamics jest dość przystępny), które należy rozwikłać. Również sekwencje zręcznościowe przybrały na dynamice, zarówno poprzez nauczenia Lary nowych sztuczek, jak i zwiększenie jej mobilności. Przez większość czasu gra się zatem zdecydowanie przyjemniej, ale niestety nie zawsze. Panna Croft to kapryśna dama i nie zawsze kwapi się do wykonywania naszych poleceń, co często ma niestety brzemienne skutki. Głównie w formie śmierci.
Niejednokrotnie przyjdzie Wam zginąć, bo w trakcie pokonywania czasowych pułapek Lara złapie się krzywo gzymsu i straci na moment równowagę. Innym razem zostanie unieruchomiona przez ciągłe ataki przeciwników, niepozwalające jej wstać, bądź zostanie zepchnięta w przepaść. W międzyczasie pewnie wykona skok w zupełnie innym kierunku, niż zamierzony, aczkolwiek to niekoniecznie jej wina, bo ustawienie kamery nierzadko utrudnia wymierzenie skoku, zwłaszcza w przypadku biegania po ścianie przy pomocy linki z hakiem. Niemniej, choć biurko było bite z wprawą posiadacza niebieskiej karty, a kontroler oszczędzony został wyłącznie przez koszt ewentualnej wymiany, wracałem raz po raz, by bawić się dalej.
Piękna choćby dzisiaj
Zszargane nerwy skutecznie koiły piękne widoki, a zmęczony umysł rewitalizowały widowiskowe animacje. Nie da się ukryć, iż Tomb Raider: Anniversary nie powala w obecnych czasach oprawą, ale wciąż prezentuje się naprawdę zgrabnie. Uśmiech na twarzy wywołują drobne detale, jak choćby fakt, iż Lara po wpadnięciu do wody jest widocznie mokra, jakkolwiek by to nie brzmiało. Mało tego, pomimo niedzisiejszej już grafiki wilgotna skóra prezentuje się zaskakująco realistycznie. W zasadzie jedynym minusem jest fatalne rozmycie ruchu, którego, co gorsza, nie da się wyłączyć, ale na szczęście po jakimś czasie można się do tego przyzwyczaić. Melomanów natomiast ucieszą znajome motywy, które tutaj przearanżowano i nagrano od nowa przy pomocy orkiestry.
Nowe początki
Na sam koniec zostawiłem sobie warstwę fabularną, bo ta jest niestety równie zajmująca, co w oryginale, czyli niezbyt. To wciąż ta sama opowieść o poszukiwaniach Dziecięcia Atlantydy (to właśnie tutaj po raz pierwszy poznaliśmy oficjalną polską nazwę Scion of Atlantis, bo Anniversary dostępnej jest w kinowym tłumaczeniu), aczkolwiek przepisano ją w taki sposób, by pasowała do nowego kanonu. Całość stanowi zatem prequel do Legend i dorzuca nieco tła fabularnego związanego z ojcem bohaterki. Przytemperowano też samych bohaterów, którzy wciąż pozostają nieco karykaturalni, ale możecie zapomnieć o potyczce z nastolatkiem na deskorolce. Niemniej, pomimo tych zmian w Anniversary wciąż gra się nie dla historii, a rozgrywki i fantastycznych lokacji.
Remake niemal doskonały
Jeżeli zatem chcielibyście poznać pierwsze przygody najsłynniejszej archeolożki świata gier (a może i nie tylko), ale skręca Was na myśl o tych wszystkich archaizmach, które przez cały czas trapią Tomb Raider I-III Remastered, to Anniversary stanowić będzie świetny wybór. Dostaniecie w zasadzie tę samą historią i podobne doświadczenie, acz w zdecydowanie przystępniej i po prostu współcześniejszej formie. Wersja PC będzie przy tym najlepszym wyborem ze względu na płynność rozgrywki i ładniejszą oprawę, a w dodatku bezproblemowość w kontekście odpalania jej na współczesnym sprzęcie. jeżeli natomiast lubicie aktywny wypoczynek, warto rozważyć port na Wii, który dorzuca kilka nowych, związanych ze sterowaniem ruchowym mechanik. Wybór jest Wasz, ale spokojnie, raczej nie możecie wybrać źle.
QUIZ: Będziesz grał w grę? Jak dobrze znasz serię Tomb Raider?
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!