O zabawach dzieci i młodzieży w dawnej Rzeczypospolitej (cz.2)

1 rok temu

Poprzednie części artykułu:

O zabawach dzieci i młodzieży w dawnej Rzeczypospolitej (cz.1)

„Na rekreacją wychodzili studenci hurmem z profesorami i dyrektorami, ale niekoniecznie wszyscy; kto chciał, wolno mu było zabawiać się w osobnej małej kompanii. Zabawy na rekreacji zwyczajne były: piłka i palcat, których też zabaw studenci i między szkołami, nim się zaczęła lekcja szkolna, zażywali.

Piłka był to kłębek z wełny albo z pakuł, tęgo po wierszchu niciami osnuty, potem skórą obszyty albo też niciami różnego koloru w siatkę obszyty; niektórzy kładli w sam środek piłki chrzęstkę rybią lub cielęcą, dla lepszej sprężystości. Ta piłka używana była dwojako: raz do trafiania nią w rękę na ścianie wyciągnioną albo też do uderzania o ziemię a łapania jej na powietrzu; drugi raz podczas rekreacji w polu do wyrzucania jej na powietrze jak najdalej i uganiania się za nią całymi partiami. Pierwsza igraszka piłką uczyła trafności do celu ręcznym pociskiem. Znać jeszcze od owego czasu wprowadzony ten zwyczaj do szkół, kiedy na wojnach proców, kamieni i innych pocisków używano.”1

Tak ksiądz Jędrzej Kitowicz opisywał jedną z najpopularniejszych zabaw uczniów w szkołach polskich w XVIII wieku. Zresztą piłką można się było bawić na różne sposoby. Inna zabawa, czyli tzw. palant, przypomina nieco dzisiejszy bejsbol (ang. baseball), choć trudno wyrokować czy i na ile współczesny bejsbol wywodzi się z palanta. W każdym razie:

„Druga [zabawa z piłką] dawała gibkość ciału, szybkość w bieganiu i sprawność w ręku chwytaniem puki na powietrzu, która od jednego z lekka w miarę piersi podrzucona, a od drugiego kijem z boku na ukos silno uderzona, tak się w górę wysadzała, iż jej na czas okiem dojrzeć nie można było. Więc wszyscy tej strony gracze, ku której taż piłka rzuconą była, z natężeniem oczów w górę i z gotowością rąk pilnowali na piłkę na dół się spuszczającą, gdzie im się ukaże. Skoro ją zoczyli, tam szybkością jak największą, jeden drugiego ubiegając, pędzili wszyscy na schwytanie piłki na powietrzu. o ile bowiem nie schwytana od żadnej ręki upadła na ziemię, już była gra przegrana; która nie miała żadnych zakładów ani stawek, tylko same słowne chluby z wygranej albo śmiechy z przegranej. Takowa gra zwała się palant i zabawiali się nią wraz z dziećmi dyrektorowie i profesorowie dla agitacji.”2

Zabawy z piłką opisał również mieszkający w Polsce przez niemal trzy dekady (1628-1656) czeski pedagog Jan Amos Komeński:

„W Pilniku3 / 1 grają Piłę: 2 ktorą jeden biie / drugi łapa (chwyta) y na zad biie Pilnikiem: 3 a to jest Szlachecka gra dla rozruchania ciała. Piłę skorzaną 4 nadętą Rurką / na dworze Pięścią 5 odbijają.”4

Sposób gry piłką w XVII wieku. Źródło: Jan Amos Komeński, Joh. Amos Comenii Orbis sensualium pictus […]. Brzeg 1667.

Choć wspomniane dotąd zabawy można uznać za najbardziej popularne w dawnej Polsce, to łatwo się domyślić, iż było ich znacznie więcej. Wspomniany już Komeński poświęcił im osobny rozdzialik. Pisał tam:

„Gry Dziecińskie.

Chłopcy (chłopięta) grać zwykli aba Bikami: 1 Gałkami abo kulając Kulę 2 do Kręgli: 3 abo Krąg Pałką 4 bijąc przez Pierścień: 5 abo Cygę 6 Biczykiem 7 pędząc: (goniąc / obracając) abo z Rurey 8 y z Kusze 9 strzelając; abo na Kulach abo na Kolysce 11 kołysaiąc się y hustając.”5

Mamy tu więc grę polegającą na rzucaniu gałkami (na rys. nr 1). Przypomina to popularną we Francji grę pétanque (gra w bule).

Mamy też grę w kręgle (na rys. kulą nr 2 rzuca się w kręgle nr 3). Na marginesie można dodać, iż znano ją już w XVI wieku6. Z kolei o grze zakonników (bernardynów z Pińska) w kręgle pisał osiemnastowieczny franciszkanin Karol Żera7, a zasady gry opisał ks. Jędrzej Kitowicz8.

Idąc dalej za Komeńskim, mamy chłopca, który uderzając pałką (nr 4) w jakąś piłeczkę, próbuje nią ucelować w pierścień (nr 5). Przypomina to nieco grę w golfa.

Komeński wspomina także znaną od co najmniej średniowiecza zabawę bąkiem („cygą” – na rys. nr 6), który podcinało się biczem (nr 7), aby wprawić go w ruch obrotowy.

Chłopcy bawili się także dmuchawkami (nr 8) oraz strzelaniem z kuszy (nr 9), chodzeniem na szczudłach (nr 10) i huśtaniem na huśtawkach (nr 11).

Zabawy chłopców w XVII wieku. Źródło: Jan Amos Komeński, Joh. Amos Comenii Orbis sensualium pictus […]. Norymberga 1679.

Komeński opisał również zawody, w których brali udział chłopcy. Dowiadujemy się więc, iż chłopcy rywalizowali w bieganiu, jeździe na łyżwach, lub sankach, a choćby w gonieniu do pierścienia, czyli rycerskiej zabawie polegającej na celowaniu przez jeźdźca kopią w zawieszony pierścień9. Ponadto Jan Amos Komeński wymienił różnego typu rekwizyty służące do gier, czyli kości (grało się w nie próbując wyrzucić albo więcej punktów, albo też z góry zapisaną liczbę punktów)10, warcaby, karty11 i szachy. Wszystkie je znamy do dzisiaj.

Wspomniał także:

„Kamieniami gramy na stole długim Kamiennym 6 kędy sama sztuka panuje.”12

Inne gry i zabawy chłopców w XVII wieku. W tym gra kamieniami na kamiennym stole (na rys. pod nr 6). Źródło: Jan Amos Komeński, Joh. Amos Comenii Orbis sensualium pictus […]. Norymberga 1679.

Opisy i ilustracje Jana Amosa Komeńskiego bynajmniej nie wyczerpują tematu. Zabawek dziecięcych i to tak dla chłopców, jak i dziewczynek, było całe multum. Niektóre z nich odkrywają archeolodzy. Wśród nich znajdują się grzechotki, łódeczki z kory, miniaturowe naczynia gliniane, drewniane łopatki, pozostałości wózeczków do zabawy (osie), miniaturowe prześliczki, drewniane mieczyki, nożyki, groty strzał, figurki zwierząt, gwizdki, fujarki, kijanki, sierpiki itd13. Bawiono się również wiatrakami, małymi kołyskami, czy też drewnianymi aniołkami14.

Z ikonografii przedstawiającej Gdańsk w drugiej połowie XVII wieku wynika, iż tamtejsze dzieci bawiły się puszczając latawce.

Dzieci gdańskie puszczające latawiec. Źródło: Georg Reinhold Curicke, Der Stadt Dantzig Historische Beschreibung…, Gdańsk 1687.

Musiała być to zabawa znana i stosunkowo popularna także w innych częściach Rzeczypospolitej, skoro choćby w słowniku języka polskiego z 1808 r. zapisano, iż latawiec jest to „orzeł na powietrzu lataiący, iakie dzieci puszczaią”15.

Dzieci bawiły się także ciągnąc się wzajemnie czy to na sankach (o czym już wyżej była mowa), czy też małymi wózkami, czy wręcz (u najbogatszych) miniaturowymi powozami. Świetną ilustracją tego ostatniego jest obraz przedstawiający rekreację rodziny Franciszka Ksawerego Branickiego. Na obrazie tym rodzice odpoczywają sobie pod drzewem, przyglądając się bawiącym dzieciom: dwóm synkom (Aleksandrowi i Władysławowi), którzy ciągną swą siostrę (Katarzynę) w malutkim powozie.

Władysław i Aleksander Braniccy ciągną powozik ze swą siostrę Katarzyną. Fragment obrazu nieznanego malarza z ok. 1780 r. Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie.

Kolejne zabawy znajdujemy we wspomnieniach urodzonego w 1755 roku Jana Nepomucena Kossakowskiego, który będąc już biskupem, z nostalgią sięgał pamięcią do szczęśliwych lat swojego dzieciństwa:

„[…] pierwsze dni życia mego pędziłem w samych pieszczotach i dziecinnych zabawkach. Najpierwsza była moja zabawka stroić ołtarzyki, łapać ptaki i robić dla nich klatki. […] Miałem przydanych sobie do usługi, czyli raczej do wspólnej swawoli, dwóch [wiejskich] chłopców; z nimi tedy grywałem w krąg, łapałem ptaszki, biegałem w pole i do lasu zbierać jagody i grzyby, uczyłem się pływać i jeździć konno. Kilka razy małom nie utonął w stawie, kilka razy spadłem z konia i ledwiem się nie zabił, wszystko to jednak niewstrzymało mojej swawoli.”16

Tutaj warto wyjaśnić czym była gra w krąg, o której pisał Kossakowski. Choć przypisywano ją gminowi17, to jak widać i o czym już pisałem, w zabawie nie było podziałów stanowych, więc szlacheckie dziecię również brało w niej udział. Zasady jej były następujące:

„Gra ta, w której bierze udział po kilku chłopców lub starszych choćby parobczaków, w pewnej odległości naprzeciw siebie stojących , zasadza się na puszczaniu w ruch krążka, zwykle z drzewa bukowego, po równej ziemi. Grający zaopatrzeni są w pałki w celu odbijania krąga. Strona grę rozpoczynająca rzuca krąg po ziemi, gdy tymczasem strona przeciwna wyczekuje, rychłoli do niej się przytoczy. Wtedy jeden z ostatnich odbija go pałką, wprawiając go w ruch odwrotny. Nawracanie takie krąga nazywa się odbitem; gdy zaś krąg, silnie pałką odbity, z ziemi w górę podskoczy i wróci tą samą siłą w miejsce swego wyjścia, nazywa się to odbicie krąga górką.

„Odbity” i „górki” rachują sobie dokładnie strony, tak samo, jak stanowi wygraną lub przegraną. Górka znaczy [tyle co] trzy odbity. Tak górki, jak i odbity, mogą robić obie strony, tak samo, jak i rzuty krąga obie wykonują wśród gry. W razie nieodbicia krąga bowiem, strona przeciwna podnosi go i rzuca . Gdy krąg ustaje biedz w drodze, należy do tej strony, której najbliżej spoczął na ziemi. Zdarza się czasem , iż krąg w połowie drogi traci siłę biegu; dla rozstrzygnięcia wtedy, do kogo należy, odmierzają strony drogę między nim, a swem stanowiskiem krokami. O grającym, który tak niezręcznie wypuścił krąg z reki, iż ten natychmiast upadł swą płaszczyzną na ziemię, mówią, iż zrobiuł kackę.”18

Była także druga odmiana tej gry:

„Prócz gry w krąga na odbity i górki, biją jeszcze krąga na wyganiace. Celem każdej grającej strony jest w tym razie, wygnać krągem stronę przeciwną jak najdalej z miejsca, zajętego w chwili rozpoczęcia tej rozrywki. Gdy krąga, wypuszczonego przez jedną stronę, nie powstrzyma w biegu strona przeciwna ani deską, ani górnicą, ani też płachtą, których używać jej wolno w tym celu, ani też nie odbije go pałką, ale krąg poza nią przeleci, w tym razie strona ta musi się posunąć w miejsce, gdzie jego bieg ustaje. Gdy szczęście której stronie nie sprzyja, zdarza się często, iż znaczny kawał drogi wyzenie ją strona przeciwna ze stanowiska, zajętego przy rozpoczęciu gry. o ile się jeszcze odegra, to obie strony są zadowolone; gdy atoli tego nie dokaże, naraża się na docinki. Wypada zauważyć, iż gdy która strona odbije krąg choćby i do strony przeciwnej, a choćby poza nią, pokonana w ten sposób musi się cofnąć w tył, bo zwycięzka zajmuje miejsce, w którem krąg ubezwładniony spoczął na ziemi.”19

Grafika: Władysław i Aleksander Braniccy ciągną powozik ze swą siostrę Katarzyną. Fragment obrazu nieznanego malarza z ok. 1780 r. Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie.

_______________________________

1 Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III. Opr. Zbigniew Goliński. Warszawa 2003. s. 66-67.

2 Tamże, s. 67.

3 Pilnik – miejsce przeznaczone do gry w piłkę.

4 Jan Amos Komeński, Joh. Amos Comenii Orbis sensualium pictus, hoc est omnium fundameotalium [!] in mundo rerum et in vita actionum, pictura et nomenclatura Latino- Gallico- Germanico- Polonice = Die Sichtbare Welt, Das ist Aller vornehmsten Welt- Dinge, Lebens- Verrichtungen, Vorbildung und Benahmung, Latein- Frantzös- Teutsch und Polnisch. Brzeg 1667. s. 349.

5 Tamże, s. 355, 357.

6 Pisał już o niej Mikołaj Rej w „Wizerunku własnym żywota człowieka poczciwego”.

7 Karol Żera, Vorago rerum. Torba śmiechu. Groch z kapustą. A każdy pies z innej wsi...Warszawa 1980. s. 216.

8 „[…] kręgle: w te najwięcej po domach szynkownych bawili się Niemcy, Sasi, rzemieślnicy i żołnierze; dla czego szynkarze, którzy mieli kręgle w podwórzu przy szynkownym domu albo w ogrodzie, mieli większy odbyt [większy ruch w interesie] niż ci, którzy nie mieli placu do takiej zabawy. Czterech albo sześciu grali w partią na dwoje rozdzieleni, dwóch a dwóch lub trzech a trzech, rzucając kulą drewnianą do kręgli od mety na kilkanaście kroków długiej, za koleją jeden po drugim po trzy razy; która partia większą liczbę ubiła, ta wygrała i stawką się dzieliła; kto zaś za jednym razem wywrócił kulą wszystkie kręgle, jako też gdy samego króla wywrócił nie obaliwszy żadnego kręgla, już tym samym partia wygrana była. Obalony król z innym kręglem rachował się za dwa. Ci zaś, którym się nie dostało grać w kręgle, czynili jeden z drugim zakłady o grających, iż ten ubije dwa albo trzy, drugi trzymał, iż nie ubije; który zgadł, ten brał pieniądze; takowe zakłady zwali wetowaniem. Stawiali na nie szóstaki, tynfy, a czasem i talary. Chłopcy, posługujący grającym stawianiem kręgli i odrzucaniem kuli do mety, brali po groszu za każdą partią, a czasem i po szóstaku od szczęśliwego gracza. Liczba służąca do wygranej była dwojaka: jedna zamierzona, druga nie zamierzona; o ile gra była umówiona do liczby zamierzonej, kto więcej ubił, przegrawał tym samym partią; o ile gra nie była umówiona do pewnej liczby, nic nie szkodziło ubić jak największą.”(Kitowicz, Opis, s. 297).

9 Komeński, Joh. Amos, s. 353, 355.

10 Obszerniej o zasadach gry w kości pisał Jędrzej Kitowicz: „Kości były cztery sztuki na pół cala długie, na tyleż szerokie i na tyleż wysokie, czyli gruba, z kości wołowej wyrobione, z sześciu stron liczbami naznaczone, od jednej do trzech, a czwarta liczba krzyżyk, znacząca dziesięć, dwie zaś strony naprzeciw siebie były bez liczby. Kto rzucił większą liczbę, ten wziął stawkę; także komu padły wszystkie cztery kości stronami bez liczby albo samymi krzyżykami, ten za równo przegrał, jakby najmniejszą liczbę rzucił.” (Kitowicz, Opis, s. 297).

11 Bardzo obszernie o różnych grach karcianych: Kitowicz, Opis, s. 297-300.

12 Komeński, Joh. Amos, s. 351.

13 Dorota Żołądź-Strzelczyk, Dziecko w dawnej Polsce. Poznań 2006. s. 177-178.

14 Tamże, s. 185-187.

15 Samuel Bogusław Linde, Słownik języka polskiego. T. I, cz. II. Warszawa 1808. s. 1233.

16 Jan Nepomucen Kossakowski, Pamiętnik ks. Jana Nepomucena Kossakowskiego, biskupa wileńskiego (ur. 1755 † 1808). Wyd. Józef Weyssenhoff. „Biblioteka Warszawska” 1895, t. 2, s. 200-201.

17 Wyliczając „gry kmiotków i niższych stanów”, Łukasz Gołębiowski stwierdził „Krąg gra gminna, ale zabawna.” (Łukasz Gołębiowski, Gry i zabawy różnych stanów, w kraju całym, lub niektórych tylko prowincyach […]. Warszawa 1831. s. 63-64).

18 Jan Świętek, Lud nadrabski (od Gdowa po Bochnię). Obraz etnograficzny. Kraków 1893. s. 647.

19 Tamże. Ten właśnie wariant gry znał i opisał Łukasz Gołębiowski:

„Chłopcy, każdy z kijem w ręku, dzielą się na dwie strony, jedna obierze sobie miejsce, oznacza je, i w nim krąg drewniany toczy, posuwając go kijem; druga zaś chce go koniecznie wytoczyć za metę, bo na tem jej wygrana zawisła. Gdy to uczynią, panami placu zostają, póki ich znowu przeciwnicy nie spędzą.” (Gołębiowski, Gry, s. 64)

Idź do oryginalnego materiału