Gry Pokemon Scarlet i Pokemon Violet zbierają stosunkowo niskie oceny, ale to właśnie ta kontrowersyjna odsłona jest pierwszą od wielu lat, która przykuła mnie do ekranu na dziesiątki godzin. Gdzie tutaj logika?
Nie dziwi mnie, iż odsłony Pokemon Scarlet i Pokemon Violet zbierają cięgi w mediach. Najnowsze Pokemony dla konsoli Nintendo Switch to momentami technologiczny koszmarek. Japońscy producenci stworzyli pierwszą w historii produkcję z kompletnie otwartym światem, co pociąga za sobą masę technologicznych problemów. Boleśnie je odczuwałem na własnej skórze, przemierzając słoneczną Paldeę.
Nintendo Switch nie wyrabia za Pokemon Scarlet, chociaż gra wcale nie jest miss piękności.
Problemy wychodzą daleko poza odczuwalne zacięcia oraz niską płynność rozgrywki. Pokemon Scarlet to przygoda w 25 – 28 klatkach na sekundę, ale nie to jest najgorsze. Największym problemem jest bardzo mały zasięg renderowania obiektów. Przez to pozornie pusta polana widoczna kilkanaście metrów na wprost bohatera wypełnia się skarbami do podniesienia oraz pokemonami do złapania, ale dopiero po pokonaniu kilkunastu kroków. Interaktywne obiekty materializują się zaraz przed nosem gracza.
Dramat. Gdybym dostawał złotówkę za każdym razem, gdy nadziałem się w ten sposób na dzikiego stworka i rozpoczynałem niechcianą walkę, miałbym na przepustkę sezonową do Overwatcha 2. Pokemon Scarlet czyni eksplorację męczącą. Gry takie jak Xenoblade Chronicles 3 oraz Breath of the Wild udowodniły natomiast, iż Nintendo Switch posiada odpowiednią moc, by zaoferować piękne i bogate w detale otwarte światy. Problemem nie jest konsola, ale optymalizacja samej gry.
Do tego nowej krainie brakuje magii. Paldea inspirowana Hiszpanią oraz Portugalią przez większość czasu wygląda bardzo generycznie. Nie licząc słonecznych piaszczystych brzegów, mamy do czynienia z typową krainą fantasy, z jej zielonymi łąkami oraz ośnieżonymi szczytami. Region wydaje się krokiem wstecz względem Pokemon Legends: Arceus z jego wyrazistym klimatem. Do tego Paldea jest pusta. Nie licząc miasteczek, otoczenie sprawia wrażenie planu filmowego, nie krainy pełnej mitów oraz ciekawych stworków. Twórcy próbują odtworzyć magię takich miejsc jak La Sagrada Familia czy Porto Novo, ale wychodzi to przeciętnie.
Mimo tego Pokemon Scarlet to pierwsza odsłona Pokemonów od kilku lat, która przyciągnęła mnie do ekranu. Jakim cudem?
Doceniam Pokemon Sword/Shield za wyspiarski klimat, a twórcy Pokemon Legends: Arceus mają u mnie plusa za świetne odświeżenie mechanizmów rozgrywki. Oba tytuły zostawiłem jednak po kilku godzinach. Trafiły do szuflady i leżą tam do teraz. Z kolei Pokemon Scarlet – chociaż nie tak wyrazisty – kompletnie zdominował mój czas w okresie świąt. Spędziłem z tą produkcją kilkadziesiąt godzin i wciąż nie mogę się od niej oderwać. Jak to w ogóle możliwe?
Gdybym miał wskazać wyłącznie jeden powód, byłoby to zerwanie z linearną przygodą na rzecz trzech równoległych wątków fabularnych. Tak jak w Skyrim mogłem zejść z głównej ścieżki i zanurzyć się na dziesiątki godzin w konflikcie Gromowładnych z Imperium, tak w Pokemon Scarlet mogę odłożyć na bok zbieranie odznak trenera. Zamiast tego skupiłem się na dwóch innych scenariuszach. Pierwszy to walka z tytanami: wielkimi stworami (bossami) po pokonaniu których zyskujemy ulepszenia wierzchowca takie jak wspinaczka czy lot. Drugi to rywalizacja z wrogą organizacją, wykorzystując nową mechanikę automatycznych walk.
Pokemon Scarlet zaoferował mi poczucie swobody na skalę, która wcześniej w tej serii nie była dostępna. Trzy główne wątki fabularne świetnie uzupełniają się z otwartym światem, pozbawionym magicznych ścian i sztucznych ograniczeń. Głównym wyznacznikiem tego, gdzie i kiedy powinniśmy się udać, jest wyłącznie siła naszych stworków. Dobrze działa to w praktyce i po ograniu Scarlet/Violet jestem przekonany: nie widzę żadnego uzasadnienia, by kolejne Pokemony znowu były jak po sznurku. System kilku równoległych linii fabularnych powinien trafić do serii na stałe.
Trochę Poksy, trochę Harry Potter. Zawsze brakowało mi czegoś takiego jak akademia z Pokemon Scarlet.
W grach Pokemon zawsze przedstawiano ekhem unikalne podejście do wychowania młodych ludzi. Dzieciom w wieku 10 lat daje się zabójcze stworki, a następnie wysyła w świat, zachęcając do walki z innymi dziećmi. Odsłony Scarlet i Violet próbują nieco urealnić ten proces, dodając do kręgu beztroskich matek oraz mentorskich profesorów żyjących podejrzanie blisko prawdziwą instytucję szkolną. To Naranja Academy, w murach której przyjdzie nam spędzić trochę czasu.
W akademii Naranja poznajemy kolegów, bierzemy udział w lekcjach, a także mamy swój pokój, nie musząc już spać pod gołym niebem. Do akademii zawsze jest względnie blisko, ponieważ znajduje się w centralnym miejscu kontynentu. Warto wracać do niej co jakiś czas, ponieważ kolejne lekcje są odblokowywane w ramach postępów z głównymi liniami fabularnymi. Tutaj też znajdziemy największy wybór sklepów oraz poznamy kluczowych bohaterów niezależnych.
Twórcy Pokemon Scarlet nie wykorzystują systemu szkoły w pełni. Rozwiązywanie testów, zdobywanie ocen oraz zdawanie egzaminów mogłoby być dodatkową, czwartą ścieżką fabularną. Producenci stworzyli jednak podwaliny pod coś, co powinno być rozwijane w kolejnych odsłonach Pokemonów. Akademia to kolejny element, przez który doceniam nową odsłonę i widzę w niej coś więcej niż tylko odcinanie kuponów od znanej, niezwykle dochodowej marki.
Pokemon Scarlet to nie najlepsze Pokemony od lat, ale bez dwóch zdań najciekawsze.
Trzy równoległe linie fabularne. Wykorzystanie legendarnego Pokemona jako wierzchowca, z możliwością jego ulepszania. Unikalne, potężne tytany. Poluzowanie zasad dotyczących łapania stworków oraz ich posłuszeństwa. Akademia. Rozbudowany system towarzysza eksploracji. Otwarty świat. To wszystko elementy, dzięki którym uruchamiając Pokemon Scarlet zawsze czuję, iż mam coś do zrobienia. Północ, południe, wschód, zachód – niezależnie gdzie poniosą mnie nogi, odblokuję coś nowego i przybliżę się do finalnego celu. Mogę, ale nie muszę – to hasło dobrze oddaje filozofię grania w Pokemon Scarlet.
Największe zalety:
- Trzy równoległe ścieżki fabularne, każda inna
- Otwarty świat i swoboda eksploracji
- Możliwość ulepszania swojego wierzchowca
- Akademia, lekcje i urealnienie procesu wychowania
- Unikalne wyzwania poprzedzające zdobywanie odznak
- Poluzowanie zasad oraz restrykcji znanych z serii
Największe wady:
- Kiepska wydajność
- Surowe scenerie, mało interesujący region
- Okropny, męczący efekt pop-up
- Brakuje szlifów, sporo bugów
Nowe Pokemony oferują coś więcej niż zbieranie odznak oraz wypełnianie regionalnego PokeDexu. Jednocześnie psują dobre wrażenie pustymi sceneriami, niską płynnością oraz fatalnym efektem pop-up. Mimo tych mankamentów Pokemon Scarlet to pierwsza odsłona serii od sześciu lat, w którą naprawdę chce mi się grać.
Ostatni raz tak dobrze bawiłem się z Pokemon Sun/Moon w 2016 roku.