Radio Commander – recenzja (PC). Być panem życia i śmierci

1 dzień temu

Wiele można powiedzieć o firmie PlayWay i ich polityce wydawniczej, ale trzeba uczciwie przyznać, iż pośród całego tego morza różnorakich symulatorów rozmaitej jakości, w ich portfolio od czasu do czasu znaleźć można również jakąś perełkę. Świetnym tego przykładem jest właśnie Radio Commander, czyli debiutancki projekt SeriousSim, który wprawdzie wpisuje się w ogólny nurt symulatorów, ale wychodzi przy tym poza jego ramy, łącząc interesującą tematykę z niestandardowym pomysłem na siebie.

Spis Treści

  • Założenia
  • Narracja
  • Rozgrywka
  • DLC Squad Management
  • Strona techniczna
  • Podsumowanie

Z dala od pola walki

Twórcy stawiają nas w roli tytułowego dowódcy, który siedząc w swoim bezpiecznym centrum dowodzenia gdzieś pośrodku wietnamskiej dżungli, wydaje przy pomocy radia rozkazy podległym mu jednostkom. Jest to więc dość intrygujący miks gry taktycznej z symulatorem. Psikus polega bowiem na tym, iż w trakcie wszystkich dziewięciu dostępnych misji, nigdy nie opuszczamy naszego namiotu, a choć całość akcji dzieje się tak naprawdę daleko od nas, gdzieś w głębi Wietnamu, jedynym naszym poglądem na sytuację jest rozłożona na stoliku mapa z rozstawionymi na niej, odpowiadającymi konkretnym jednostkom żetonami.

Miłą rzeczą jest to, iż po oderwaniu oczu od mapy możemy zobaczyć stacjonujących w bazie żołnierzy, których potem posyłamy w bój jako posiłki.

Mgła wojny

Szkopuł w tym, iż nie są one automatycznie przesuwane wraz z ruchami naszych podwładnych. Wszystkie podróże, strzelaniny z Vietcongiem i wszelkie inne dramaty żołnierzy toczą się poza ekranem. Naszym jedynym łącznikiem z sytuacją na froncie jest radiostacja, poprzez którą wydajemy rozkazy, uzyskujemy raporty i prowadzimy fabularne dyskusje z jednostkami. Nasza w tym w głowa, by zdobyte informacje uporządkować i przełożyć je na mapę, rozstawiając na niej żetony, usuwając niepotrzebne i dodając nowe, niekiedy też sięgając po długopis, by nabazgrać na gwałtownie jakieś notatki.

To fenomenalny zabieg z punktu widzenia narracji. Brak jasnego spojrzenia na sytuację na froncie sprawia, iż – niczym prawdziwy dowódca – zmuszeni jesteśmy podejmować decyzje w ciemno, popełniając niekiedy tragiczne w skutkach błędy, jak chociażby przypadkowo posyłając salwę moździerzy w sojuszniczy pluton, bo błędnie oznaczyliśmy jego pozycję na mapie. Również same starcia stają się paradoksalnie bardziej angażujące i „widowiskowe”, bowiem ich przebieg tworzony jest w całości przez naszą wyobraźnię, podsyłając niekiedy wizje zdecydowanie bardziej brutalne i realistyczne, niż mogłaby sobie na to pozwolić gra.

Dodatkowe rysunki na mapie pomagają w rozeznaniu się w sytuacji. Część dodawana jest przez grę, ale również gracz może chwycić za marker.

Kolejny dzień wojny

Jednak choć nie trudno jest się w tym pomyśle zakochać, to dość gwałtownie uwidaczniają się niedociągnięcia w jego realizacji. Przede wszystkim Radio Commander jest grą zaskakująco prostą, zarówno pod względem poziomu trudności, jak i rozgrywki. Każda z misji wprawdzie oferuje unikalne scenariusze, ale każdy z nich sprowadza się na dobrą sprawę do tego samego schematu – poślij żołnierzy do konkretnego punktu, pchnij fabułę dalej poprzez dialog, a o ile napotkają przeciwników, poczekaj aż ich wybiją, ewentualnie odpal moździerze lub załatw wsparcie. Teoretycznie są tutaj zmienne w postaci różnych typów jednostek czy wysokości terenu, ale ma to raczej znikomy wpływ na rozgrywkę.

Na szczęście chętni mogą sobie zabawę utrudnić, wybierając wyższy poziom trudności lub bawiąc się opcjami w menu gry. Przykładowo można chociażby wyłączyć wskaźnik długości i szerokości geograficznych, pomagający w określaniu pozycji jednostek, co skutecznie utrudni to zadanie. Pewną świeżość powinna wnieść też opcja sterowania głosem, aczkolwiek tutaj mogę wyłącznie snuć domysły, bowiem nie byłem w stanie jej uruchomić. Gra z uporem maniaka twierdziła, iż nie ma uprawnień do korzystania z mojego mikrofonu, pomimo iż jak najbardziej powinna je posiadać. Nie jestem jedynym, którego ten problem dotknął, więc o ile mieliście kupować ten tytuł z myślą o tym sposobie rozgrywki, możecie się rozczarować.

Dodatek Squad Management dodaje odrobinę informacji o naszych żołnierzach i pozwala na większy wpływ na same jednostki.

Na szczęście powtarzalność nie jest w przypadku Radio Commander tak dużym problemem, jak może się wydawać. Owszem, nie obraziłbym się, gdybym musiał bardziej pogłówkować, ale kampania gry SeriousSim kończy się po około sześciu godzinach, jeszcze zanim zacznie męczyć monotonią. o ile to dla Was za mało, to dostępna jest również opcja szybkiej gry w dwóch trybach o mówiących same za siebie nazwach – przetrwania lub eliminacji. Można tutaj ustawić nie tylko poziom trudności, ale również inne zmienne, jak chociażby występujące jednostki, a potem ruszyć na losową przygodę. Osobiście uważaj to jednak za mało interesujące, bo Radio Commander najmocniej błyszczy w kontekście fabuły i dokonywanych w jej trakcie wyborów, często trudnych moralnie.

Squad Management

Nasze decyzje wybrzmiewają tym mocniej, o ile posiadamy również dodatek Squad Management, który pełni dwojaką funkcję. Po pierwsze, pozwala nam lepiej poznać członków dowodzonych przez nas jednostek. Z glosariuszu dowiemy się o ich pochodzeniu i przeszłości, co w teorii ma nam pomóc w zżyciu się z nimi. Po drugie, oddaje w nasze ręce więcej kontroli. Każdego żołnierza charakteryzuje teraz morale, a w trakcie misji może zyskać pozytywną bądź negatywną cechę, jak choćby dalszy zasięg widzenia czy szybsze zmniejszanie się morale. Podwładnych możemy też awansować bądź urlopować, przy okazji zaciągając w ich miejsce rekrutów. Problem w tym, iż Squad Management nie spełnia swojej funkcji. Fakt, lepiej go mieć, niż nie mieć, bo dodaje więcej mechanik, ale żadna z nich nie przekłada się w zauważalny sposób na rozgrywkę.


Wojenna brzydota

Warstwa artystyczna gry to natomiast coś, na co wypada przymknąć oko. Zdecydowanie nie jest to najpiękniejsza z dostępnych na rynku produkcji, choćby na najwyższych ustawieniach strasząc paskudnymi modelami postaci, które zobaczyć możemy, kiedy tylko oderwiemy na chwilę wzrok od mapy. Dźwiękowo jest zaledwie poprawnie, bo choć angielski dubbing (wspierany polskimi napisami) nie wywołuje zgrzytania zębów, to wyraźnie czuć w nich sztuczność, co odbiera nieco powagi dość dramatycznej historii wysłanych do Wietnamu żołnierzy. Nic nie można zarzucić jej natomiast od strony technicznej – działa płynnie choćby na ziemniaczanych komputerach i pozbawiona jest błędów.

Być panem życia i śmierci

Radio Commander z pewnością warto się zainteresować dla unikatowej mechaniki i całkiem niezłej antywojennej narracji. Problem w tym, iż poza tym nie ma on zbyt wiele do zaoferowania. Bawiłem się przy nim nieźle, a czas płynął zaskakująco szybko, ale po ukończeniu całości czułem w środku pewien niedosyt, jakby to, co zaprezentowali mi twórcy, miało być zaledwie wprowadzeniem do bardziej skomplikowanej całości. o ile zatem sama narracja to dla Was za mało i chcielibyście coś nieco bardziej wymagającego, to radziłbym sięgnąć po bliźniaczo wręcz podobny, acz osadzony w czasach II wojny światowej Radio General, a Radio Commander łyknąć na deser, kiedy trafi na promocję, koniecznie z dodatkiem Squad Management.

Przeczytaj także

Airborne Kingdom – recenzja (PC). Strategia wysokich lotów


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału