Recenzja: Aliens: Dark Descent [PlayStation 5]

1 rok temu
Zdjęcie: Recenzja: Aliens: Dark Descent [PlayStation 5]


Aliens to film, gdzie horror miesza się z kinem akcji. Jak pod tym względem wypada najnowsza gra z tego uniwersum?

Jeśli czytacie co nieco moich tekstów i wpisów z portali społecznościowych, na pewno wiecie, iż uniwersum Obcego jest bardzo bliskie mojemu sercu. Niestety, nie zawsze jako fani częstowani jesteśmy smakowitymi kąskami. Mam wręcz wrażenie, jakby często z premedytacją tryskano nam w oczy żrącym kwasem. Do tej pory, po znakomitych filmach kinowych z XX wieku, seria staczała się po równi pochyłej. Na kinowe ekrany nie udało się przenieść świetnych komiksów i gier spod szyldu Alien vs. Predator, a na myśl o ostatnich zabiegach Ridleya Scotta nad filmowym Prometeuszem i Przymierzem wciąż podnosi mi się ciśnienie. jeżeli chodzi o gry, to tutaj również zdarzały się wpadki jak Aliens: Colonial Marines, choć grzechem byłoby nie wspomnieć o perełkach, jak chociażby Alien: Isolation. A jak sprawa ma się z Aliens: Dark Descent?

Witamy w USCM

Kiedy usłyszałem o zapowiedzi Aliens: Dark Descent, oczywiście bardzo się ucieszyłem, bo nie tak często wychodzą gry związane z moją ukochaną franczyzą, ale i moje oczekiwania od razu stały się bardzo duże. Dark Descent miał być bowiem RTS (Real Time Strategy — strategią czasu rzeczywistego), a to z kolei typ gier, które bardzo lubię. Mam bardzo miłe wspomnienia z innym RTSem z pokrewnej franczyzy, a mianowicie Starship Troopers, w którego grałem bez mała przeszło 20 lat temu. Tam również można było dowodzić i szkolić żołnierzy w walce z robalami. Jednak w najnowszej grze z uniwersum Obcego obiecano dodatkową zmienną, a mianowicie zwrócono uwagę na aspekt psychologiczny oddziału. Podczas misji stres negatywnie wpływa na marines, co objawia się na przykład w ich mniejszej celności, większej wykrywalności przez wrogów, czy niesubordynacji. Po stresującej misji żołnierze mogą dostać traum, które dodatkowo wpłyną negatywnie na ich skuteczność w przyszłości. Brzmi to znajomo?

RPG, Komiksy, Gry, Filmy

Skąd czerpie pomysły na siebie Aliens: Dark Descent? Ze wszystkiego, co najlepsze do tej pory ukazało się w tym uniwersum. Powyższe mechanizmy ze stresem i traumami bardzo przypominają zasady… gry fabularnej Alien RPG! No dobrze, ale wypada zacząć od początku. Najwyższa bowiem pora, żebym napisał parę słów o fabule gry. Poznajemy w niej Maeko Hayes, wiceszefową stacji Pioneer orbitującą nad planetą Lethe. Na stacji pojawiają się ksenomorfy, a my uczymy się obsługi gry i unikania wrogów. Nie powiem, czuć tu trochę Alien: Isolation!

W końcu trafiamy na swojej drodze na oddział Kolonialnych Marines i lądujemy ich statkiem Otago na wspomnianej planecie. To właśnie Otago będzie bazą operacyjną, z której nasz oddział rusza ratować ocalałych i badać źródło infestacji ksenomorfów. Już w początkowych misjach usłyszałem liczne odniesienia do klasycznego filmu Aliens z 1986 roku. Pojawiają się ponadto motywy dobrze znane z komiksów i książek! Są to między innymi takie smaczki, jak to, iż to górnicy natrafili na jaja obcych, a także to, iż niektóre osoby wyczuwają intencje roju.

Do czego dążyłem w tym krótkim opisie? Wydaje się, iż grę zrobili fani dla fanów. Trudno oczywiście rozmawiać o gustach, ale można założyć, iż o najnowszych filmach Ridleya Scotta wszyscy chcą zapomnieć — to się chwali! Twórcy dodatkowo nie bali się sięgnąć po sprawdzony kanon i rozwiązania, choćby z innych mediów. Wspomniałem już na przykład o podręczniku do RPG. W grze pojawiają się choćby elementy, które kojarzę z Alien: Blackout, a ukazała się ona tylko na komórkach. Efekt tego jest taki, iż Aliens: Dark Descent bawi zarządzeniem oddziałem i bazą (tu akurat trochę jak XCOM), a przede wszystkim jest wyładowany akcją i trzyma w napięciu.

Przydział na Otago

Przejdźmy do mięsa, czyli tego jak się gra w Aliens: Dark Descent. Jest klimatycznie… i trudno. Zacznę od tego, co czeka nas w bazie. Każdy z naszych marine na początku zaczyna z wadą, którą nie zawsze da się usunąć w trakcie gry. Może to być krótkowzroczność, pech, niezdarność (co skutkuje szybkim wykryciem przez obcych), a choćby kleptomania (podbieranie zebranych zapasów po udanym desancie). Jest tego o wiele więcej, ale chciałem tu nakreślić ogólny koncept, iż zarządzamy nie tylko nabywanymi ulepszeniami, ale również słabościami. Może do tego dojść zmęczenie, obrażenia (do wyleczenia w ambulatorium) oraz wspomniane traumy (tutaj trzeba wysyłać żołnierzy na terapie psychologiczne). Oprócz tego na Otago znajdziemy laboratorium, w którym zbadamy zebrane próbki ksenomorfów. Wytworzymy z nich przydatne gadżety, zresztą podobnie jak w warsztacie, gdzie inżynierowie skonstruują jeszcze potężniejszą broń.

Kiedy już mamy skompletowany oddział bezwzględnych zakapiorów, wypada, żeby udał się na misję. Trzeba tam połączyć skradanie się oraz walkę. Tak, warto jak najdłużej pozostawać ukrytym, w przeciwnym razie na planszy pojawiać się będzie więcej groźniejszych obcych. W walce pomogą nam ikoniczne wieżyczki strażnicze jak i umiejętności. Mogą pochodzić z uzbrojenia i klas naszych podopiecznych — sierżant może na przykład zdyscyplinować oddział, co na krótki czas zablokuje narastanie stresu. Warto zaznaczyć, iż nie dowodzimy poszczególnymi żołnierzami tylko oddziałem jako całością. Okazjonalnie wysyłamy pojedynczych żołnierzy do otwierania terminali, skrzynek z zasobami lub innych indywidualnych czynności. Cenię dobór formuły, czyli dynamicznej rozgrywki zamiast kolejnego turowego klona XCOM. W opcjach możemy wybrać pauzę albo tylko spowolnienie gry podczas wyboru umiejętności. Wybranie tej drugiej opcji, czyli spowolnienia, znacząco podbije w górę trudność gry. Sytuacja na polu bitwy z ksenomorfami zmienia się zwykle bardzo szybko!

Game over, man. Game over!

Jak wspominałem, gra jest wymagająca, co jest zarazem jej zaletą, jak i wadą. Szczególnie kiedy zestawimy to z glitchami, które można tu napotkać. Niestety, nieraz gra wyrzuciła mnie do menu głównego, zwykle nie traciłem jednak przez to dużo czasu. Dark Descent sam z siebie dosyć często zapisuje stan gry. Możemy to dodatkowo wywołać poprzez zaspawanie pomieszczenia i zrobienie chwilowej bezpiecznej przystani do odpoczynku. Deweloperzy z Tindalos Interactive mają jednak za uszami trochę więcej niedociągnięć. Podczas jednego desantu cele misji przestały się aktualizować, na szczęście załadowanie wcześniejszego zapisu załatwiło sprawę. Nie miałem jednak tyle szczęścia w 10 misji. Pomimo jej przejścia, nie odblokowała się kolejna plansza. Z tego co zdążyłem ustalić, problem ten jest dosyć powszechny i został już zaadresowany na komputerach. Ja wciąż jednak czekam na aktualizację konsolową…

Oprócz tego w grze brakuje trochę mikrozarządzania oddziałem na polu bitwy. Podam przykład. Lubię brać do drużyny zwiadowcę. Potrafi on cichym strzałem pokonać przeciwnika, zanim ten wykryje naszych żołnierzy. Warunkiem jest jednak to, iż mój snajper widzi wroga… Ciężko to jednak zrobić, kiedy idzie pod koniec formacji. Pierwsi żołnierze już zaczynają być zauważani, co wymaga ich wycofania, jeżeli chcemy pozostać ukryci. Nieraz więc wydawałem rozkazy wejścia i wyjścia z pomieszczenia, aby wreszcie przetasować oddział i wykonać ten szczęśliwy strzał. Nie jestem również fanem tego, iż znajdujący się daleko przeciwnicy wykrywają nas nawet, gdy stoją tyłem do naszego oddziału.

Nie da się też nie zauważyć niskiego budżetu produkcji, szczególnie jeżeli chodzi o animacje postaci. Pewnie dlatego zdecydowano się też na specyficzny styl graficzny w przerywnikach filmowych. Postaci wyglądają trochę kanciasto, ale można się do tego przyzwyczaić. I nie zrozumcie mnie źle, grafika poziomów, gra cieni i ogólny klimat sprawiają, iż wizualny odbiór gry jest w ogólnym rozrachunku pozytywny. Kolejnym minusem jest to, iż obsługa bazy i naszego oddziału mogłaby być lepiej rozwiązana jeżeli chodzi o dostępne menu na Otago. Zbyt często musiałem wracać z ekranu prawie gotowego oddziału z powrotem do koszar, żeby dokonać jakichś poprawek.

Załoga spisana na straty

Jako fan franczyzy adekwatnie przez cały czas czułem się w Aliens: Dark Descent jak w domu. Przez długi czas, nie zwracałem większej uwagi na błędy, czy widoczny gołym okiem niski budżet produkcji znacząco odstający od największych tytułów. Niestety, część bugów dała mi się we znaki nie tylko podczas wymagającej, satysfakcjonującej rozgrywki. Mam nadzieję, iż autorzy gry niedługo się tymi błędami zajmą. Zastanawiałem się, czy polecić Wam tę grę. Jeśli, tak jak ja, uwielbiacie Obcego, uważam, iż powinniście ją sprawdzić choćby teraz (miejmy nadzieję na ten patch). Cena gry również jest niezwykle atrakcyjna! Do tego gra była zdecydowanie dłuższa, niż się spodziewałem. Do 10 misji włącznie średnio spędzałem nad każdą z nich około 2-3 godzin. Niestety, przez wspomniany błąd gry nie mogę potwierdzić, czy fabuła trzyma poziom, jednak prawie do końca tak było!

Co jeżeli jednak Obcego nie znacie albo – co gorsza – za nim nie przepadacie? Wtedy uważam, iż możecie spokojnie sobie ten tytuł darować. Choć jeżeli nie lubicie franczyzy Aliens musicie poważnie przemyśleć swoje życiowe wybory.

Kod recenzencki gry dostarczył wydawca - Cenega Polska
Idź do oryginalnego materiału