O Dead Island 2 usłyszeliśmy po raz pierwszy prawie dziesięć lat temu. Tak, to prawda – wyświetlony łącznie kilkadziesiąt milionów razy, pamiętny zwiastun tytułu, któremu przygrywało „The Bomb” Pigeon Johna, został zaprezentowany na E3 w 2014 roku. Po świetnych poprzednich odsłonach od naszego rodzimego Techlandu szum wokół marki dawał jej niemal wszystko, aby ta mogła dołączyć do wyższej ligi. Brakowało jedynie pójścia za ciosem, który by jej to umożliwił.
I właśnie tym miała być omawiana przeze mnie dziś produkcja. Mijały jednak kolejne lata, a napompowany do granic możliwości projekt wydawał się pozostawać zamknięty w próżni. Koniec końców udało mu się z niej wydostać, ale jedna kwestia przez cały czas pozostaje otwarta: czy gra, która przeszła przez tak wiele zmian koncepcji oraz zawirowań, może w ogóle być dobra? Tego dowiecie się z mojej recenzji Dead Island 2.
Recenzja Dead Island 2 – słowem wstępu
Serii Dead Island nie trzeba nikomu w naszym kraju zbytnio przedstawiać, a tak po prawdzie to od niej zaczęła się droga Techlandu na branżowe wyżyny. Ostatecznie szlak ten przetarły gry spod szyldu Dying Light, ale mimo to zapoczątkowana w 2011 roku marka miała niezwykle duże znaczenie w historii wrocławskiego studia.
W czasach rozkwitu nowego cyklu o zombiakach od naszych rodaków samo Dead Island gdzieś jednak przygasło. Pomysłów na jego rozwój było wiele, ale dotychczas ograniczały się one tylko do pobocznych odsłon. W ten sposób przerobiliśmy anulowaną produkcję z gatunku MOBA (wtedy ludzie chyba jeszcze mieli nadzieję, iż z League of Legends da się wygrać), utrzymany w komiksowej konwencji spin-off, remastery pierwszej odsłony i jej dodatku oraz mobilne Survivors.
Oczywiście to nie tak, iż Dead Island 2 przez ten cały czas nie powstawało. Historia tej gry jest jednak tak zagmatwana i skomplikowana, iż – powiedzmy sobie szczerze – mało kto z nas liczył, iż jeszcze kiedykolwiek w nią zagra. A jednak po tych niemal dziesięciu latach od zapowiedzi produkcja finalnie trafia na PC, Xboxy Series X|S oraz PS5.
Stało się to za sprawą należącego do Deep SIlver studia Dambuster Studios. Deweloper ten był w przeszłości odpowiedzialny za średnio-słabe Homefront: The Revolution, co tylko zapalało jeszcze jedną czerwoną lampkę. Mieliśmy bowiem już wszystko do osiągnięcia spektakularnej klapy. Twórca, który pod swoim szyldem nie stworzył żadnej dobrej gry, wziął się za wznawianie podupadłej serii. To nie mogło się udać.
Pozory mogą jednak mylić. Dead Island 2 od „Dambusterów” niebezpiecznie balansuje pomiędzy horrorem, akcyjną przygodówką FPP oraz zwykłą, niezdefiniowaną szerzej rąbanką zombie i właśnie ten ekstrawagancki pomysł był strzałem w dziesiątkę. Wielka szkoda, iż tak otwarte podejście nie zostało zaaplikowane do wszystkich aspektów tworzenia gry.
Na samym wstępie recenzji Dead Island 2 zaznaczę moje spostrzeżenia co do samodzielnej rozgrywki. Gra jest oczywiście w tym trybie w pełni grywalna i niczego nam nie brakuje, ale po ukończeniu całego wątku głównego odnoszę wrażenie, iż jej prawdziwy potencjał uwalnia dopiero tryb kooperacji. Nie było mi dane go przetestować, ale to po prostu ten typ zabawy, gdzie wspólna przygoda może przynieść jeszcze więcej frajdy.
W tym miejscu należy również podziękować polskiemu zespołowi Plaionu, który sprawnie dostarczył nam klucz do Dead Island 2 w wersji na Xbox Series X|S, a także zapewnił mi ogromną ilość czasu w dokładne zapoznanie się z grą.
Fabuła i świat gry
Trafiamy do malowniczego Los Angeles, które zostało zainfekowane wirusem zombie znanym nam z poprzednich odsłon cyklu. Władze miasta nie zdołały poradzić sobie z zagrożeniem i ich plan na walkę z zarazą gwałtownie spalił na panewce.
Jak wszyscy jednak wiemy, „Miasto Aniołów” jest pełne VIP-ów, których trzeba ewakuować. Nasi bohaterzy w mniej lub bardziej legalny sposób dostają się więc na pokład jednego z ratunkowych samolotów. Razem z nimi z miasta próbują uciec Robert oraz jego żona Emma, z którą los splecie nas w przyszłości. Mężczyzna okazuje się być zarażonym i wywołuje chaos skutkujący zestrzeleniem naszej maszyny.
Tutaj zaczyna się adekwatny prolog. Na początku musimy wybrać konkretną postać, którą zdecydujemy się grać. Możemy wybierać spośród następujących osobistości:
- Dani;
- Jacob;
- Ryan;
- Amy;
- Bruno;
- Carla.
Wybór swojego Pogromcy, czyli postaci grywalnej, powinien być dobrze przemyślany. Każdy z dostępnych bohaterów posiada bowiem odmienny styl gry, który będzie się cechował różnymi sposobami na walkę z zombie. Dla przykładu Amy jest bardzo zwinna, ale swoją mobilność przypłaca ekstremalnie niskim poziomem wytrzymałości. Z drugiej strony Ryan jest kompletnie odmiennym przypadkiem – wytrwałym, ale też mającym problemy ze zwrotnością.
Historia rusza dalej po zakończeniu prologu, w którym poznajemy podstawy przeżycia w piekielnym Los Angeles. Trafiamy do eleganckiej willi wyżej wspomnianej Emmy, gdzie powoli gromadzą się również pozostali ocalali.
Wcześniej padamy niestety ofiarą ugryzienia i wtedy dzieje się coś do tej pory niespotykanego. Wystawienie się na atak odsłania naszą odporność na działanie zarazy przemieniającej ludzi w krwiożercze istoty; w tamtym momencie bohater wpada na pomysł, aby wykorzystać tę niepodatność jako sposób na ucieczkę z miasta.
Najpierw musimy naturalnie skontaktować się w jakiś sposób z jakimikolwiek władzami. Droga do tego wieść będzie jednak przez wypełnione truposzami Los Angeles.
Co więcej, naszemu pomysłowi sprzeciwia się Sam, jeden ze starych „znajomych” Emmy. Jego zdaniem podejmowana przez nas próba jak i jakiekolwiek działania mające na celu ucieczkę nie mają żadnego głębszego sensu. Pomimo wszystko, po licznych namowach zgadza się nam pomóc, a jego rola w scenariuszu jeszcze urośnie.
Jak konkretnie wygląda przemieszczanie się po HELL-A (bo właśnie taki kryptonim otrzymało Los Angeles w Dead Island 2)? Zawiedzeni będą przede wszystkim fani zwiedzania otwartych przestrzeni, bo kolejne lokacje są odblokowywane po wykonaniu postępów w fabule. Część z nich można wprost nazwać korytarzami, ale za to solidnie wypełnionymi odnogami do zwiedzania. Powrót do nich będzie natomiast możliwy i często jest choćby wskazany w celu odebrania lub wykonania kolejnych misji pobocznych. Backtracking w najlepszym wydaniu.
Jednym z takich przykładów „korytarzówki” jest Bel Air, do którego udajemy się niemal na samym początku gry. Układ nowobogackiej dzielnicy L.A. został wykorzystany do stworzenia mapy, w której poruszamy się głównie po wąskich uliczkach. Pomimo tego wciąż możemy dostać się do szerokiej gamy domów, gdzie znajdziemy misje poboczne lub też przydatny ekwipunek.
Z drugiej strony Dead Island 2 absolutnie nie można nazwać grą w pełni liniową. Tutaj wystarczy wspomnieć o Venice Beach, które zapewnia więcej przestrzeni dla swobodnej eksploracji. Każda z map wydaje się jednak odrobinę zbyt mała, co pozostawia poczucie niedosytu.
Podsumowując więc: Los Angeles dzieli się w grze na 9 głównych lokacji. Niesamowicie cieszy fakt, iż do powstania żadnej z nich nie zastosowano niczego, co mogłoby wskazywać na podejście w stylu „kopiuj-wklej”. Różnią się one oczywiście nie tylko strukturą wynikającą z planowania przestrzennego samego miasta, ale też bardzo często klimatem.
Mechanika gry i wrażenia z rozgrywki
Nie ukrywajmy jednego. Głównym źródłem rozrywki w Dead Island 2 miała być walka z zombie i ten aspekt wyszedł twórcom niespodziewanie dobrze. Nasi oponenci mogą zostać przez nas podpaleni, oblani substancjami żrącymi, porażeni prądem, wysadzeni, połamani, zastrzeleni, i tak dalej, i tak dalej. Pod tym względem grę można dosłownie nazwać poradnikiem małego sadysty.
Sposobów na eliminację przeciwników jest naprawdę mnóstwo. A co ważniejsze, walka przynosi ogromne pokłady frajdy. Osobiście zdarzało mi się odrobinę zapominać o fabule oraz misjach pobocznych, aby w pełni oddać się wymyślaniu dziesiątek sposobów na masakrę nieumarłych. Brak monotonii gwarantuje też zróżnicowanie w rodzajach zombie – od prostych do obalenia człapaczy oraz szwendaczy przez silniejszych łamaczy i krzykaczy aż po rzeźników lub mutantów. Nasi wrogowie mogą też zostać dotknięci efektami specjalnymi, takimi jak podpalenie czy opancerzenie, co daje im dodatkowe możliwości.
Prawdziwą wisienką na torcie jest tryb furii. Odblokowujemy go wraz z postępem w rozgrywce, a dostęp do niego jeszcze bardziej rozszerza nasze zdolności na dosłowne rozszarpanie napataczających się tu i ówdzie zombiaków.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, sporo zastrzeżeń mam co do sposobu, w jaki zombie pojawiają się na ekranie. Czasem wszystko działa jak należy i wydostają się z kanałów lub spod samochodu, a czasami… dosłownie respią niczym postacie w grach multiplayer na początku nowej rundy.
Tak czy inaczej, bez wątpienia pomocny w szerzeniu dzieła zniszczenia będzie niesamowicie bogaty wachlarz broni. Sieczna, obuchowa, drzewcowa, palna – od zwykłej gazrurki przez rzadkie miecze do unikatowych rewolwerów i strzelb. To nie wszystko, bo czym byłaby tego typu produkcja bez szeregu możliwych do zaaplikowania, domowych modyfikacji uzbrojenia?
Do tego potrzebne jest jednak odnalezienie warsztatu, w którym wzbogacimy nasz rynsztunek o modyfikatory i atuty. Te pierwsze pozwalają na zwiększenie ilości zadawanych obrażeń, a także zmiany ich charakteru. Drugie ulepszają broń na wiele odmiennych sposobów, ale mogą też przy okazji obniżyć jej inne statystyk. Często musiałem więc decydować, czy poświęcić przykładowo prędkość ataku na rzecz zwiększonych obrażeń.
Niezależnie od typu modyfikacji, do jej wykonania potrzebny pozostało schemat, który można zdobyć na kilka różnych sposobów. Są nimi eksploracja HELL-A, nagrody za wykonywanie zadań lub też zakup od handlarzy.
Kolejnym plusem jest oryginalny sposób na rozwój Pogromcy. Standardowo w grach z zaimplementowanym systemem progresu postaci otrzymujemy punkty, które następnie wydajemy na nowe umiejętności.
W Dead Island 2 układamy natomiast talie z kart. Do każdej z czterech gałęzi rozwoju: zdolności, przetrwania, pogromcy i numena można łącznie przypisać ich aż 15, a dopasowanie wszystkich talii wymaga przemyślenia tak, aby dobrze odzwierciedlały one zdolności bohatera. Dla przykładu, grając Amy, można oczywiście wybrać kartę blokowania ciosów, ale odetnie to jej z drugiej strony dostęp do niezwykle korzystnej karty uników.
Co więcej, niektóre karty są ściśle powiązane z innymi. Oznacza to, iż ich użycie będzie nieaktywne do momentu ułożenia kompatybilnej talii. Dwie z nich są również stale przypisane do danego Pogromcy. Z kolei zdobywanie nowych kart przebiega podobnie co w przypadku schematów. Mówimy więc tu chociażby o zabijaniu zombie czy wykonywaniu zadań.
Mam natomiast pewne obiekcje co do poziomu trudności. Gdzieś tak do środkowego momentu gry ma się wrażenie, iż wszystko z nim jest w porządku. Ale wraz z rozwojem i zdobywaniem coraz to lepszego ekwipunku, walka z zombie przestaje być wymagająca. Przesadzone są zwłaszcza bronie palne – choćby największy twardziel pada od zaledwie kilku strzałów z karabinu lub strzelby.
Twórcy zapowiadali też istotny nacisk na aspekt survivalowy. Tymczasem wraz z postępami w grze nie miałem żadnego problemu z tym, iż mój najlepszy topór niedługo się zniszczy, bo w ekwipunku miałem jeszcze kilka równych mu broni. Kule wcale nie są aż tak trudno dostępne i szczerze nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mi ich zabrakło w którymś z kluczowych momentów. Komponenty na ulepszenia znajdowałem wszędzie i w pewnym momencie musiałem je sprzedawać dla zysku.
Być może nie byłoby to aż takim problemem, gdyby Dead Island 2 oferowało wybór poziomu trudności. Nie ma tu choćby standardowego podziału na niski, średni czy wysoki, nie wspominając o trybie fabularnym oraz przetrwania. Wszystko zostało zrównane w dół, co nie przypadło mi do gustu, bo spodziewałem się realnego wyzwania.
Wiele osób zastanawiało się, czy Dead Island 2 podtrzyma klimat serii. Z ręką na sercu przyznaję, iż to się udało. Wcześniej wspominałem, iż gra potrafi bawić się sporą dozą schematów, ale twórcy nie zatracili w tym wszystkim ducha całego cyklu. Można natomiast powiedzieć, iż go ulepszyli.
Gra jest pod tym względem pozytywnie dziwna. Można właśnie przechodzić przez lokację rodem z Resident Evil, gdzie słychać tylko nastrojową muzykę oraz odgłosy zombie w oddali. Taka misja jest jednak w stanie skończyć się wejściem na arenę, rockowymi brzmieniami i nasączonym dodatkowymi wulgaryzmami tekstem „rozwal wszystkich!”.
Drobne błędy rzecz jasna są w Dead Island 2 obecne, ale twórcy obiecali, iż finalna wersja gry otrzyma patch pierwszego dnia, który je wyeliminuje.
Grafika i dźwięk w Dead Island 2
Cały czas grając w Dead Island 2 towarzyszyło mi pewne dziwne uczucie rozmazania tekstur przestrzeni oraz przeciwników. Najpierw kombinowałem z ustawieniami telewizora, potem sprawdziłem grę na monitorze i siedząc bliżej ekranu, problem tylko się pogłębił.
Częściowe rozwiązanie przyszło z dokładniejszym zajrzeniem do plików, gdzie znalazłem dodatkowy pakiet ulepszonych tekstur, który waży 20 GB. Jego pobranie w moim odczuciu znacznie poprawiło jakość otoczenia i w niewielkim stopniu wpłynęło na modele naszych nieżywych nieprzyjaciół.
Poza tym grafika w Dead Island 2 jest po prostu w porządku. Jej największą bolączką w tym zakresie są wyżej wspomniane niedoróbki, czasami gra światłem oraz cieniami również mogłaby być lepsza. Na pewno można znaleźć na rynku ładniejsze produkcje, ale to nie oznacza, iż produkcja Dambuster Studios odstaje od „rynkowego standardu”.
Na osobne wyróżnienie w recenzji Dead Island 2 zasługuje oprawa dźwiękowa. Muzyka jest po prostu świetna i dopasowana do tego, co aktualnie dzieje się na ekranie. W akompaniujących do walki z zombie utworach każdy znajdzie coś dla siebie.
Muszę odnieść się osobno do linii dialogowych. Kwestie wypowiadane przez bohaterów potrafią rozbawić do łez oraz sprawiają, iż łatwo ich polubić. Swoją drogą, bez wątpienia udział w tym miała ekipa polskich tłumaczy, którzy świetnie przenieśli każdy typowy dla USA tekst na nasze podwórko. Mało jest tytułów, które posiadają aż tak pieczołowicie przygotowaną lokalizację.
Aktorzy dubbingowi zostali należycie dobrani do swoich postaci. Ani razu nie miałem wrażenia, iż któryś z głosów nie pasuje do konkretnego NPC-ta. choćby mniej ważne figury posiadają swoje kwestie, więc spotykając handlarzy, można ucinać sobie z nimi krótkie pogawędki. Tak samo jest z wcześniej odkrytymi strefami wolnymi od zombie – przebywający tam ludzie co jakiś czas zagadywali mnie nie tylko w momencie zlecania nowych zadań.
Recenzja Dead Island 2 — podsumowanie
Moje podejście do Dead Island 2 jest dwojakie. Nie ukrywam, iż patrzyłem na tę grę niejako przez różowe okulary, bo jestem fanem wszelkich horrorów klasy B, gdzie trudno doszukiwać się wiele więcej poza standardową walką z różnymi okropieństwami. Pod tym względem tytuł ten jest klasyką gatunku, gdzie trup ściele się gęsto. Odpowiada mi więc porzucenie szerokiego tła bohaterów i tragedii apokalipsy na rzecz nieco humorzastej, ale też – w sprzyjających temu miejscach – umiejącej przestraszyć wizji świata przedstawionego.
Z drugiej strony to nie film, a gra. Gra mająca, co więcej, problemy z podtrzymywaniem mojego zaciekawienia. I o ile oczywiście miałkość fabuły głównej Dead Island 2 jest w pełni zrozumiała, bo w zamian dostajemy wiele różności oraz rozmaitości, tak wylewająca się z ekranu nuda towarzysząca aktywnościom pobocznym nie przeszła już koło mojego nosa bez uwagi.
Przez całą grę realnie interesujące wydało mi się tylko jedno zadanie spoza głównego wątku, gdzie na planie filmowym walka z zombie została połączona z imitacją drugowojennego desantu żołnierzy na plaży. Reszta niby była okej, ale nie sprawiła, iż dalej chciało mi się grać.
Czas teraz odpowiedzieć sobie na pytanie ze wstępu niniejszej recenzji Dead Island 2. Mianowicie, czy jest to gra dobra? Zdecydowanie, ale osoby lubujące się w gatunku poczują niestety lekki niedosyt. Z jednej strony po ukończeniu wątku głównego chce się spędzić jeszcze trochę czasu w kolorowo-mrocznej wizji Los Angeles od Dambuster Studios, ale z drugiej… nie ma zbyt wielu powodów, aby tam pozostać.
Niemniej nie czuję się rozczarowany tym, co zastałem. Grze zwyczajnie przydałoby się nieco więcej lepszej jakości treści w postaci zadań pobocznych (co być może zostanie poprawione z dołączonym do Złotej Edycji Expansion Passem – wtedy będzie można zamienić minus za nudę po ukończeniu wątku głównego na wycinanie zawartości dodawanej później do droższego wydania) oraz naprawa wszelkich trapiących ją mankamentów.
Dead Island 2
Na plus
- Zabawa klimatem i czerpanie inspiracji z różnych źródeł
- Humor oraz dialogi
- Satysfakcjonujący system walki
- Różnorodni, wymagający odmiennej strategii przeciwnicy
- Ścieżka dźwiękowa
- Lista dostępnych Pogromców, z której każdy bez problemu wybierze bohatera odpowiedniego dla siebie
- System rozwoju postaci
- Wiele dostępnych broni oraz możliwości ich modyfikacji
Na minus
- Różne skazy graficzne, które jednak potrafią być widoczne
- Nudne aktywności poboczne
- Niski poziom trudności, który ma mało wspólnego z survivalem
- Nie do końca wykorzystany potencjał Los Angeles, świat mógł być jeszcze większy
Adrian Witczak
Dead Island 2 to krwawa i jednocześnie zabawna przygoda. Dialogi, system walki i poszczególne lokacje zostały zaprojektowane naprawdę porządnie. Zabrakło jedynie ostatnich szlifów, które były jednak na tyle ważne, iż istotnie przyczyniły się do obniżenia końcowej oceny.
Ocena końcowa: 7,5/10