Fani komiksowych superbohaterów zacierali ręce w oczekiwaniu na komputerową adaptację Hellboya. Czy było jednak, na co czekać?
Hellboy to bez wątpienia jeden z najbardziej charakterystycznych superbohaterów. Z jednej strony ten muskularny pół-demon posiada krótki lont i cięty język, jednak nie można mu odmówić miękkiego serca do ludzi. Obok ciekawej osobowości pozostało wizualny aspekt, za który odpowiada twórca tej postaci, czyli Mike Mignola. Jego charakterystyczna kreska nadała komiksowi z pogranicza piekła i ziemi odpowiednio mroczny klimat.
Hellboy Web of Wyrd bynajmniej nie jest jedyną grą z naszym czerwonym ulubieńcem w roli głównej. Jednak już od pierwszych zapowiedzi uwagę zwracało to, iż twórcy przynajmniej wizualnie chcą uchwycić kreskę mistrza. Czy w parze z tym poszła odpowiednia historia i przyjemność z rozgrywki?
Grafika
Bardzo byłem ciekaw, jak zaprezentuje się finalny produkt. Wiadomo, iż zrzuty ekranu i przygotowane wcześniej zwiastuny (a w przypadku tej produkcji jeszcze krótkie komiksy) niekoniecznie oddają w pełni to, co pojawi się w końcu na ekranie. Muszę przyznać deweloperom z Upstream Arcade, iż jakby zapauzować grę, faktycznie potrafi wyglądać jak kadr z komiksu. Jak to się jednak mówi, diabeł tkwi w szczegółach. Zdecydowanie gorzej wszystko prezentuje się przy zbliżeniu na postaci, choćby głównego bohatera, albo ogólnie podczas walki. Zdecydowanie gubią się tu klatki i mówimy o wersji na PlayStation 5, a nie Nintendo Switch. Jest to szczególnie ważne ze względu na beat’em upowy charakter gry polegający na licznych starciach z wymagającymi przeciwnikami.
Kolejną rzeczą są lokacje. Ponieważ są generowane proceduralnie, nie ma w nich wielu punktów orientacyjnych. Zlewają się przez to w jedną masę. Każdy z głównych światów wygląda przez 99% czasu bardzo podobnie, powiedzmy z wyłączeniem ostatnich sal, gdzie spotkamy bossów. Niemniej typy pomieszczeń i korytarzy zawsze są takie same, różnią je tylko tekstury. Pomimo iż zamysłem było urozmaicić nam za każdym razem eksplorację losowym rozstawieniem pomieszczeń, osiągnięto całkowicie odwrotny efekt.
Kolejną rzeczą są przerywniki filmowe oraz dialogi między postaciami, na których objawia się niewielki budżet studia. Postaci na nich praktycznie się nie ruszają, jak w komiksowym kadrze, co oczywiście zwalnia twórców z animacji ust. Podczas dialogu niestety kłuje to mocno w oczy. Na całe szczęście aktorzy głosowi wykonali dobrą robotę i tym pozytywnym akcentem przejdę do kwestii rozgrywki.
Akcja
W przerwach między wizytowaniem i walką w zaświatach znajdziemy się w tajemniczym domostwie, w którym zebrane punkty wymienimy na rozwój Hellboy’a. Wybierać możemy od nowej broni i amuletów, po wzmocnienie życia, a także ciosów. Niestety, nie ma tu tego wszystkiego tak wiele. Przykładowo gwałtownie poznałem dostępną broń i amulety. Po 3 sztuki z każdej z tych kategorii to naprawdę mało.
Obok tego permanentnego rozwoju pozostało tymczasowy. Udzielą go nam napotkane w zaświatach Norny. Przykładowo możemy wzmocnić naszą postać dodatkowym punktem życia czy twardości (coś jak odnawiający się pancerz). Inne ze wzmocnień to zmniejszony czas odnawiania się amuletu, przeładowania broni, a choćby zmodyfikowana szansa na życie czy punkty upuszczane przez przeciwników. Możemy też przypisać wzmocnienia do rąk, broni palnej czy amuletu. Czy więc głównym systemem modyfikacji stylu gry są właśnie te „błogosławieństwa” Norn? Na to trochę wychodzi, jednak ich wszystkich rodzajów nie ma choćby tuzina.
Do tego dochodzi średnio interesujący system walki, w którym możemy robić uniki i bloki, ale pięściami i bronią walczy się bardzo powtarzalnie.
Fabuła
Celowo nie chcę rozpisywać się zbyt dużo o fabule, żeby nikomu z Was nie popsuć zabawy, jednak pozwolę sobie na parę ogólnych uwag. jeżeli ktoś nie zna Hellboya, niech nie liczy na żadne wyjaśnienia, kto jest kim. Wprowadzenie do historii, obok wspomnianych walorów estetycznych, po prostu kuleje i brak mu klimatu. Wrażenie to tylko podsyca schematyczna, powtarzalna rozgrywka. Kiedy już zaczynałem tracić nadzieję, pojawia się interesujący zwrot akcji. Fabuła pod koniec gry nabiera już rumieńców, jednak czy wystarczy Wam nerwów, aby ją poznać?
Podsumowanie
Niestety, jak się okazało zwiastuny tylko zaostrzyły mój apetyt na coś godnego prac samego Mignolii i zdecydowanie spodziewałem się po grze czegoś więcej. Pomijając już fakt, iż animacje postaci często się haczą (nawet na PS5), sprawiając wrażenie animacji poklatkowych, to samo tło akcji jest strasznie powtarzalne i po prostu bez duszy. Wynika to w głównej mierze z pomysłu na samą grę, jako roguelike’owego beat’em up’a z automatycznie generowanymi poziomami. Można powiedzieć, iż właśnie ten schematyzm najlepiej charakteryzują Hellboy Web of Wyrd. Dosyć gwałtownie gra przestała mnie zaskakiwać nowymi rzeczami, a rozpoczął się żmudny grind związany z przechodzeniem tych samych poziomów… i to nie tylko z powodu śmierci.
Oczywiście, nie męczyłoby to, gdyby tylko walka z przeciwnikami była interesująca. Tymczasem nie mamy tu za wielkiego wyboru jeżeli chodzi o ekwipunek czy rozwój umiejętności walki Hellboya. Ot, liczy się głównie to, jakie „błogosławieństwa” zbierzemy już na misji… żeby było ich jeszcze tutaj parę tuzinów, a nie ma choćby jednego.
Niestety pod względem historii zaczyna się tu robić ciekawie dopiero w momencie, kiedy gra odsłania już wszystkie karty swojej mechaniki i okazuje się, iż nie jest to wcale mocna ręka. Początek fabuły jest opowiedziany bardzo słabo i niestety w filmikach widać mały budżet studia. Hellboy zasługuje na dobrą grę, jednak Web of Wyrd niestety nie wykorzystał potencjału tego bohatera.
Kod recenzencki dostarczył wydawca - Good Shepherd Entertainment