Recenzja: NHL 26 [PS5]

2 godzin temu
Zdjęcie: Recenzja: NHL 26 [PS5]


Kolejna odsłona wirtualnego hokeja na lodzie, NHL 26, trafiła na konsole. Czy warto sprawdzić tę grę? Przekonajmy się.

Od wielu lat recenzuję dla Was kolejne odsłony serii NHL. W tym roku również mogłem już spędzić kilkadziesiąt godzin z nową częścią hokeja na lodzie. o ile rozważacie zakup, to może niniejsza recenzja ułatwi Wam podjęcie decyzji? Zapraszam do lektury.

Interfejs

Pierwszym, na co zwróciłem uwagę po włączeniu NHL 26 i przejściu przez znajome ekrany początkowe była zmiana interfejsu menu. Jest to w moim przekonaniu szczególnie widoczne w moim ulubionym trybie – HUT (Hockey Ultimate Team). O samym trybie napiszę więcej w odpowiedniej sekcji dzisiejszego artykułu, ale teraz przejdę do interfejsu. Przede wszystkim znacząco uproszczono przełączenie się między poszczególnymi zakładkami. Do większości opcji w ramach danej kategorii mamy dostęp po prostu po przytrzymaniu lewego spustu i zjechaniu w interesującą nas podkategorię. Między „kolumnami” przełączamy się natomiast standardowo dzięki R1. Szczególnie spodobało mi się to we wspomnianym wcześniej HUT.

Po przypisaniu kart do jakiejś kolekcji, przejściu na przykład do okna wyzwań lub składu naszej drużyny i powrocie do zestawów kart wrócimy dokładnie tam, gdzie byliśmy wcześniej. Zdecydowanie usprawnia to odszukanie interesującej nas kolekcji. Przypadło mi do gustu też zmienienie sposobu wyświetlania aktywnych X-Factorów. Teraz widzimy po prostu odpowiedni napis pod zawodnikiem, a nie wielką ikonę pod nogami hokeisty. Bardzo korzystne wpływa to na stronę wizualną i immersję. To bynajmniej nie jedyne nowości w interfejsie, ale więcej dowiecie się o tym z akapitu, w którym skupię się na rozgrywce. Szkoda jednak, iż menu wciąż działa dość wolno i zdecydowanie należałoby poprawić tę sytuację. Teraz przejdźmy do Be a Pro i zobaczmy, czy obietnice z nim związane okazały się prawdą.

Be a Pro

EA Sports zapowiadało, iż w NHL 26 tryb Be a Pro doczeka się największej rewolucji od czasów 21-ki. Nie mogłem więc nie sprawdzić tego trybu. Przede wszystkim tworzymy – w jak zwykle bardzo rozbudowanym edytorze – swojego własnego zawodnika. Decydujemy też o tym, jak będzie określany przez komentatorów. Stawiamy na jedną z setek ksyw oraz imion. To występowało jednak również w minionych latach. EA Sports zapowiadało w tym trybie najwięcej zmian od czasów NHL 21. Ale szczerze? Są to moim zdaniem czcze obietnice. Zmianom uległ oczywiście interfejs, a rozmowy są lepiej prowadzone, ale przez cały czas nie sądzę, abym grał właśnie w tym trybie. Doceniam co prawda możliwość wcielenia się w swojego własnego hokeistę – i to od samego draftu. Podoba mi się również dodanie X-Factorów, ale w ogólnym rozrachunku Be a Pro dostało zwykły lifting i brak tu wielkich zmian. Szkoda.

Franchise Mode

Gracze stawiający na bardziej całościowe, menadżerskie wręcz, podejście z pewnością powinni sprawdzić tryb Franchise. Wybieramy w nim swoją drużynę (ewentualnie tworzymy własną, 33-cią w lidze NHL) i mamy niemal nieograniczoną kontrolę nad funkcjonowaniem zespołu. Decydujemy między innymi o transferach zawodników, czy też wysyłamy specjalnych agentów (co brzmi po polsku dość dziwnie, ale w sumie oddaje sens), by obserwowali poczynania konkretnego zawodnika lub szukali napastnika, bramkarza czy obrońcy wpasowującego się w określone kategorie, które nas interesują.

Nie jestem bynajmniej znawcą trybu Franchise i zawsze był on dla mnie jednym z mniej interesujących w serii wirtualnego hokeja na lodzie od EA Sports. Z tego, co się zorientowałem nie przeszedł on jakiejś znaczącej rewolucji, aczkolwiek jego zwolennicy na pewno spędzą w nim nieco czasu. Ja kolejny raz się do niego nie przekonałem, choć nie jest to w moim rozumieniu wada. To po prostu tryb, który jest niemalże 1:1 skopiowany z poprzedniej odsłony. Czy to dobrze, czy źle – musicie na to pytanie odpowiedzieć sobie sami.

World of CHEL

Zwolennicy bardziej rywalizacyjnego trybu na pewno zainteresują się World of CHEL. Tutaj wcielamy się w jednego zawodnika z pozycji, którą sobie wybraliśmy i gramy na żywo, w czasie rzeczywistym z innymi graczami oraz przeciwko innej drużynie kierowanej również przez żywych graczy. Jedną z najważniejszych funkcji tego trybu (oprócz wspomnianego współzawodniczącego aspektu) jest bogata personalizacja. Możemy wybrać jeden z wielu rodzajów i kolorów bluz/swetra, czapkę, kij, czy odgłos towarzyszący wstrzeleniu przez nas krążka do bramki. Należy zaznaczyć, iż znajdziemy tu również przepustkę sezonową, której kolejne progi odblokowujemy, grając po prostu i wygrywając w kolejnych meczach. Oczywiście nie ominięto okazji do zaimplementowania mikrotransakcji. Dzięki nim możemy szybciej odblokować wyższe progi przepustki.

World of CHEL nie atakuje co prawda aspektem finansowym, ale nie sposób go nie dostrzec i jest to dość przeszkadzające. Dobrą stroną jest natomiast to, iż wszystkie wyzwania możemy wykonywać jako dowolny zawodnik, grając na dowolnej pozycji. Nie ma więc obaw, iż na przykład grając jako bramkarz, nie zdobędziemy części nagród. Nie brakuje też alternatywnych trybów rozgrywki, jak chociażby Ones Tree czy Ones Eliminator (zawodnik z najmniejszą liczbą punktów (zdobywanych za bramki oraz asysty jest co jakiś czas eliminowany). Być może spędzałbym w tym trybie dziesiątki godzin (zwłaszcza, iż matchmaking jest na szczęście błyskawiczny), gdyby nie to, iż w 26-ce występuje mój ukochany tryb – Hockey Ultimate Team. Więcej na jego temat piszę w dalszej części niniejszej recenzji.

HUT

Mój ulubiony tryb w serii NHL (w którym spędziłem prawie 500 godzin z ubiegłoroczną odsłoną) również dostał znaczące zmiany. Przede wszystkim nie ma już Squad Battles. Zamiast tego wprowadzono Cup Chase. Należy zaznaczyć, iż tryb ten nie wymaga połączenia z siecią i oczywiście obsługuje specjalne wyzwania. Te obejmują wykonywanie zadanej liczby strzałów w kierunku bramki, uderzenia biodrem, zdobywanie bramek rozgrywanie meczów w Momentach i wiele innych aktywności, jakie mogą należeć do naszego stylu gry. Zadania te są rotacyjne i zawsze warto zaglądać, aby sprawdzić, jakie cele są dostępne danego dnia oraz tygodnia, czy miesiąca. Nagrody za wykonywanie zadań obejmują zarówno punkty doświadczenia zwiększające nasz poziom (co przekłada się na odblokowywanie nagród z kolejnych progów danego sezonu), jak i monety czy karty z konkretnych kolekcji, a choćby zawodników, jakich możemy włączyć do naszej drużyny.

Usunięcie Squad Battles nie jest bynajmniej zmianą w samej nomenklaturze. Teraz każdy rozegrany mecz w Cup Chase wpływa na nasze miejsce w tabeli. Tak samo jak w prawdziwej lidze NHL za mecz możemy dostać 0, 1 lub 2 punkty. jeżeli będziemy odpowiednio wysoko w tabeli, to przejdziemy do play-offów, w których będziemy oczywiście grali o Puchar. Przyznaję, iż bardzo spodobało mi się przemodelowanie HUT i zawsze zależało mi na jak najlepszej pozycji w rankingu. Naturalnie nie brakuje też Wildcard, które wprowadziło już NHL 25. Na szczęście tym razem Lane Hutson (obrońca o numerze 48 z Montreal Canadiens) ma swoją widoczną podobiznę na powtórkach. Brak zdjęć niektórych zawodników, w tym Hutsona, był bardzo irytujący w ubiegłorocznej odsłonie.

Chemia między zawodnikami

Ogromnie istotną nowością jest chemia między zawodnikami w HUT. Po raz pierwszy w NHL to, jakich zawodników mamy w drużynie ma spory wpływ na konsekwencje meczów. W odróżnieniu od poprzednich lat, nie wystarczy już tylko patrzeć na jak najwyższą wartość OVR. Tym razem spore znaczenie ma chociażby narodowość naszych hokeistów, czy drużyny, w jakich grają. I tak na przykład połączenie w jednej linii zawodników z konkretnych drużyn ligi może zapewnić całej tej linii wzrost o 1 lub 2 punkty OVR. Inne połączenie wpłynie na zarobki, a tym samym wiąże się z maksymalnym progiem finansowym, jaki może osiągać nasza drużyna, abyśmy mogli nią grać.

Oprócz zarobków adekwatne dobieranie zawodników zwiększa nam pułap AP (punktów akcji), jakie mamy do dyspozycji, a to z kolei przekłada się na specjalne umiejętności, czy X-Factory zawodników, jakie możemy mieć aktywne w drużynie. Należy jeszcze zaznaczyć, iż osobne układy wyzwalają premie dla połączeń bramkarzy, obrońców i napastników. Wprowadza to sporo taktyki i przyznaję, iż zawsze kiedy zdobyłem nową kartę z hokeistą, to lubiłem przejść do mojej drużyny i zobaczyć, czy mogę wyzwolić nową synergię. To świetny dodatek, z którym polecam spędzić sporo czasu każdemu fanowi hokeja na lodzie.

Zasady gry

Na pewno wiele osób zgodzi się ze mną, kiedy napiszę, iż hokej na lodzie to jeden z najbardziej dynamicznych, a przy tym widowiskowych sportów na świecie.

Dwie drużyny zawodników w barwnych strojach z imponującą zwinnością przemieszczają się po lodzie, starając się wejść w posiadanie krążka. Celem jest oczywiście wbicie go do bramki przeciwnika, nie uniemożliwiając przy tym akcji bramkarzowi. Uważając, aby nie było spalonych, kilku hokeistów porusza się po tafli, nie wahając się wykonywać zwodów i innych piruetów. Na porządku dziennym są sytuacje, gdy krążek umyka spod kija jednego zawodnika, który to w locie niczym Adam Małysz w latach swojej świetności wita się z bandą lub ławką. Naturalnie nie należy przesadzać z siłą, z jaką wtulimy się w zawodnika przy krążku. jeżeli będziemy za bardzo ekspresyjni, może się to nie spodobać sędziemu, który stwierdzi, iż lepiej będzie jeżeli przez kilka minut ogrzejemy ławę kar. Nie ma natomiast problemu w oszukiwaniu bramkarza niczym Neo Agenta Smitha w pamiętnej scenie na dachu.

Najlepiej oczywiście jeżeli nasze manewry zakończą się zdobyciem gola, aczkolwiek choćby utrzymanie krążka w tercji może być zadowalające. Niezwykle istotna zasada hokeja na lodzie wymaga uzyskania przewagi punktowej. Nie ma remisów i gra się aż do zdobycia co najmniej jednego gola więcej niż przeciwnik. Sprawia to, iż zwłaszcza w ostatniej tercji emocje sa aż do ostatniej setnej sekundy. Zwłaszcza jeżeli ktoś prowadzi jednym punktem, a trener stwierdzi, iż lepiej będzie jeżeli bramkarz przemyśli swoje poczynania z tego meczu na ławce. Odsłoni tym samym bramkę, ale do drużyny wejdzie dodatkowy napastnik. Nierzadko może to drastycznie odmienić wynik spotkania.

Sztuczna inteligencja na lodzie w NHL 26

W tegorocznej odsłonie wprowadzono też integrację z NHL EDGE. Oznacza to, iż gra odczytuje informacje o realnych hokeistach i ich sposobie gry, a następnie przekłada to na rozgrywkę. Dzięki temu możemy na przykład dowiedzieć się, jaką szansę ma dany napastnik na wygranie walki o krążek w face-offie czy obserwować charakterystyczne ruchy zawodników przeniesione do gry. Moim zdaniem najbardziej skorzystali na tym bramkarze, którzy są zdecydowanie trudniejsi do pokonania niż w poprzednich częściach. Teraz nierzadko, aby wygrać (nie wspominając choćby o shotoucie) trzeba się nieźle napracować – zwłaszcza na dwóch najwyższych poziomach trudności.

Bardzo podobało mi się też dodanie kamery PiP. Włącza się ona w ważnych dla całego meczu newralgicznych akcjach – zejściu bramkarza na ławkę, czy powrocie zawodnika do akcji po odbyciu swojej kary. Taka kamera w rogu jest dużo bardziej widoczna niż zwykły napis EMPTY NET przy wyniku, jak miało to miejsce wcześniej. o ile nie chcecie korzystać z Picture-in-Picture, to można tę opcję wyłączyć w ustawieniach. Ja jednak mocno namawiam do nie wyłączania PiP.

Doceniam też dodawanie informacji o udziału strzałów danego zawodnika w kontekście całego meczu, czy o sile uderzenia po posłaniu krążka w stronę bramki. Naturalnie nie brakuje tabeli rankingowej wyświetlanej niekiedy przed wznowieniem akcji. Dowiemy się z niej, jak prezentuje się czołówka naszych zawodników pod względem liczby zdobytych punktów, czy zapewnionych asyst. Oczywiście wciąż występuje system zmęczenia zawodników, który pojawił się w minionym roku. W tercji ataku widzimy napełniający się okrąg określony jako Pressure Meter. Gdy się zapełni, nasze ataki mają zwiększoną szansę powodzenia. Warto więc wtedy atakować bramkę z dowolnej strony, najlepiej łącząc aż do skutku strzały na bramkę.

Nie należy też zapominać o wskaźniku zmęczenia zawodników. Im dłużej działamy w tercji przeciwnika, tym bardziej jest on wycieńczony i tym wolniej oraz mniej skutecznie się rusza, co oczywiście ma sens. Uważajmy jednak, bo to broń obosieczna – nasi hokeiści też mogą się męczyć. Nieco kondycji uzupełnia wygrana walka na pięści z innym zawodnikiem, aczkolwiek mechanika ta ponownie nie zachwyca. Walki wyglądają prosto i ich system nie zmienił się od lat. Polecam natomiast wyłączenie instrukcji co do sterowania w walkach. I tak wykorzystujemy zaledwie kilka przycisków, a wyłącznie widocznego sterowania w moim przekonaniu korzystnie wpływa na immersję.

Grafika i udźwiękowienie

Przechodząc do strony wizualnej NHL 26, nie sposób nie zwrócić uwagi na animacje. Nie ma co, EA Sports wyraźnie przeszło samych siebie w tegorocznej odsłonie. Nie tylko zawodnicy poruszają się szalenie realistycznie, ale też animacje bramkarzy (którzy naturalnie też są zawodnikami, aczkolwiek ich ruchy są zgoła inne) nierzadko wprowadzją w osłupienie płynnością i wysoką responsywnością na nasze działania. Do kompletu jest bardzo dobry silnik graficzny Snowbite. Dba on o realistyczne ślady łyżew na lodzie, czy roztrzaskiwanie się pleksy po uderzeniu w nią przeciwnikiem lub krążkiem. Na dobrą sprawę można byłoby całkowicie wyłączyć elementy interfejsu i dać się (albo kogoś innego) nabrać, iż oglądamy prawdziwy mecz na żywo.

Nie mogę też nie docenić udźwiękowienia. Komentatorzy oczywiście przez cały czas świetnie się sprawdzają, ale nie o tym chciałbym napisać. Mam bowiem na myśli ścieżkę dźwiękową z NHL 26. Informowałem Was już o niej we właściwym newsie, a zabierze Was do niego ten odnośnik. Wróćmy jednak do najnowszej odsłony. Muzyka, jaką słyszymy podczas przechodzenia przez zakładki w menu jest bardzo przyjemna. Nie ukrywam, iż kilka kawałków trafiło na moją listę Spotify po tym jak usłyszałem je po raz pierwszy w opisywanej grze. Na gwałtownie mogę podać dwa przykłady takich nowo znalezionych perełek. Mam na myśli Disturbed – I Will Not Break oraz Rock N Roller od KALEO. Jestem pewny, iż wiele osób znajdzie sporo utworów, które się im spodobają. W mojej ocenie NHL 26 ma świetną ścieżkę dźwiękową i w połączeniu z wygodnym przełączaniem się między sekcjami menu (na przykład zestawami kart, a drużyną) daje bardzo przyjemne doświadczenie.

Podsumowanie

NHL 26 to w moim przekonaniu bez dwóch zdań rewelacyjna gra dla fanów hokeja na lodzie. Nie wszystkie elementy są odpowiednio wykonane, ale plusów i zmian na korzyść jest zdecydowana większość. Polecam tę odsłonę każdemu miłośnikowi wspomnianego sportu. Ja na pewno spędzę z nią setki godzin, a Wy? Dajcie nam znać w komentarzach. Bez wątpienia HUT znów sprawi, iż poświęcę hokejowi od EA Sports setki godzin, na które będzie się też składało staranie o jak najlepszą chemię między zawodnikami. Po spędzeniu dziesiątek godzin z NHL 26 wciąż nie wyobrażam sobie dnia bez rozegrania choć 2, 3 meczów, a to chyba najlepsza rekomendacja, prawda?

Kod recenzencki zapewniło EA Sports.
Idź do oryginalnego materiału