Razer Hammerhead Hyperspeed to moje główne słuchawki douszne do gier, które świetnie spisują się w trzech przypadkach: podczas grania na Nintendo Switchu, Steam Decku oraz PSVR2. jeżeli ruszam w podróż z przenośną konsolą, nie wyobrażam sobie ich braku w plecaku.
Ze słuchawek Razer Hammerhead Hyperspeed korzystam w ostatnich tygodniach częściej niż z mojego ukochanego zestawu Nova Pro Wireless dla PS5 i Xboksa. Nowy związek powstał nie tyle z miłości, co z rozsądku: douszne słuchawki Razera z etui ładującym są tak wszechstronne, iż obsługują kilka moich urządzeń jednocześnie, od Steam Decka po gogle PSVR2.
Związek z rozsądku: adapter USB-C 2,4 GHz w zestawie to +17 do praktyczności i wszechstronności
Pchełki Razera są sprzedawane nie tylko z etui ładującym, wymiennymi gumkami oraz okablowaniem, ale także donglem USB-C. Taki adapter pozwala przesyłać sygnał bezprzewodowy falami 2,4 GHz, kompletnie eliminującymi opóźnienie podczas rozgrywki, wciąż odczuwalne w przypadku technologii Bluetooth. Najlepsze jest jednak to, iż USB-C zapewnia dużą wszechstronność z urządzeniami: od telefonów z Androidem, przez Nintendo Switcha i Steam Decka, kończąc na PC i PlayStation 5.
Razer Hammerhead Hyperspeed przepięknie dogaduje się z każdym z tych sprzętów. Podłączając adapter USB-C do Switcha i Decka systemy od razu rozpoznają bezprzewodowe słuchawki, pozwalając zmieniać poziom głośności przy pomocy gestów. Podobnie działa to na PlayStation 5 czy z iPadem Pro. Dzięki USB-C adapter będzie także kompatybilny z telefonem iPhone 15, który czyha tuż za rogiem.
Tam, gdzie port USB-C nie zda egzaminu, pozostaje Bluetooth 5.2. Dzięki niemu słuchawki można sparować z iPhone’em czy telewizorem w salonie. Potem pomiędzy trybami 2,4 GHz oraz Bluetooth przełącza się przytrzymując dotykową tackę na obudowie. Proste, łatwe, stosunkowo instynktowne.
Wielka wszechstronność pchełek Razer Hammerhead Hyperspeed jest hamowana dwoma bolesnymi brakami.
Po pierwsze, potwornie brakuje przejściówki z USB-C na USB-A w zestawie. Poczułem to, chcąc korzystać z Razerów podczas gry na PSVR2. Hełm wirtualnej rzeczywistości Sony idealnie pasuje do lekkich pchełek. Niestety, podłącza się go do PS5 przy użyciu kabla USB-C, z kolei konsola ma wyłącznie jeden port tego typu. Albo PSVR2, albo pchełki. Problem rozwiązała dopiero przejściówka kupiona online, rozszerzająca kompatybilność słuchawek na starsze konsole, np. PlayStation 4.
Drugi potężny minus to brak obsługi dwóch źródeł bezprzewodowego dźwięku JEDNOCZEŚNIE. Albo 2,4 GHz, albo Bluetooth. Szkoda, bo wsparcie dwóch źródeł świetnie sprawdza się np. podczas rozgrywki na Switchu w sieciowe tytuły kooperacyjne jak Monster Hunter Rise albo Splatoon 3. Przy pomocy 2,4 GHz mam audio z gry, natomiast za pośrednictwem Bluetooth łączę słuchawki ze telefonem, na którym Discord pełni rolę czatu głosowego.
Oba te braki potężnie sabotują wszechstronność nowych Hammerheadów, która mogłaby być znacznie większa. Domyślam się, iż wsparcie dwóch źródeł bezprzewodowych mogłoby znacząco wpłynąć na cenę oraz czas pracy pchełek, ale już ta przejściówka USB-A naprawdę mogłaby się znaleźć w zestawie.
Pozostając przy wadach, mam bardzo mieszane uczucia dotyczące czasu działania.
Na stronie produktowej Razer chwali się 30 godzinami bez podłączania słuchawek do ładowania, ale podczas moich testów najczęściej było to kilka ponad 20 godzin rozgrywki. Być może wpływ na to miało cykliczne przełączanie się między źródłami 2,4 GHz i Bluetooth. Swoją część energii na pewno pożarło włączone podświetlenie LED. Nie te 20 godzin przeszkadza mi jednak najbardziej, a jednorazowa żywotność pchełek po wyjęciu ich z etui ładującego.
Słuchawki douszne poza zasięgiem etui działają niemal dwie godziny, bez kilku minut. W sam na sesję ze Switchem w pociągu albo odrobinę ruchu z PSVR2. Kiedy jednak myślimy o dłuższym maratonie z PlayStation 5 czy PC, taki sprzęt traci rację bytu. Nie możemy bowiem z niego korzystać podczas ładowania. Warto mieć to na uwadze. W podróży sprawdza się świetnie. Podczas zarywania nocki z betą Diablo IV znacznie gorzej.
Pod względem jakości dźwięku jest dobrze, ale nie bardzo dobrze.
Gdybym miał do czegoś porównać nowe Hammerheady, wskazałbym na pierwsze AirPodsy Pro w świecie muzyki. Razery to ich gamingowy odpowiednik. Jest poprawnie. Jest nieźle. Jest wystarczająco. Niczego jednak nikomu nie urywa. choćby po użyciu aplikacji na telefon z wbudowanym EQ oraz kilkoma trybami działania.
Grając w produkcje z filmową i bogatą sceną audio, jak kapitalne Resident Evil 4 Remake, Razer Hammerhead Hyperspeed staje na wysokości zadania. Balans L/R jest wyraźny i sugestywny, pasma dobrze oddzielone, a brzmienie zaskakująco głośne i dosadne. Pchełkom zdecydowanie nie brakuje mocy, co czasem zdarza się w przypadku tego typu słuchawek. Mamy do czynienia z klasycznym gamingowym „V” eksponującym wysokie i niskie tony, pożerając przy tym średnicę. Wystrzały, wybuchy i warkoty brzmią naprawdę dobrze. Odpowiednio ziemiście i kinowo.
Kiedy jednak chcemy zagrać w tytuł bardziej zorientowany przestrzennie, z większą złożonością sceny, Razerom zaczyna brakować przestrzeni. Gubią się pojedyncze niuanse, najczęściej gdzieś ze środka skali. Bez problemu oszacujemy kierunek nadbiegającego przeciwnika, ale jego odległość względem gracza na pewno nie, mimo włączonego 3D Audio. Dlatego Hyperspeedy najlepiej sprawdzają się w moim przypadku w grach single player. Właśnie przechodzę w nich horror Fatal Frame: Mask of the Lunar Eclipse dla Switcha i jest absolutna miazga.
Ta pożerana średnica da o sobie znać również podczas odsłuchu muzyki, tłamsząc wokal oraz niektóre instrumenty. Basowe uderzenie sprawia, iż popowe kawałki nieźle bujają głowę, ale to samo można napisać o każdych słuchawkach z mocno podbitym dołem, za znacznie mniejsze pieniądze. jeżeli jednak liczycie na klarowne, naturalne brzmienie – to zdecydowanie nie tutaj.
Nie należy także spodziewać się rewelacji po mikrofonie. Ten wystarcza do komunikacji, ale dłuższa rozmowa na czacie głosowym wprawiała moich towarzyszy w lekki dyskomfort. Gdy przełączyłem się na zestaw nauszny z mikrofonem na podajniku, odetchnęli z ulgą. Dało się mnie zrozumieć, ale rejestrowany dźwięk był daleki od poprawnego. Mikrofon należy traktować jako okazjonalny dodatek, na przykład do odbierania połączeń na telefonie sparowanym przez Bluetooth.
Jestem za to wielkim fanem projektu oraz designu. Razer Hammerhead Hyperspeed wygląda świetnie.
Słuchawki są z jednej strony niepozorne i neutralne, ale z drugiej zadowalają użytkownika solidnym wykończeniem. Tyczy się to zwłaszcza etui, które sprawia znacznie ciekawsze wrażenie niż to od AidPodsów. Plastik jest przyjemnie chropowaty, klapka domyka się z solidnym trzaskiem, a diody na obudowie pchełek i etui ładnie się synchronizują podczas otwierania. Będąc przy LED-ach, mamy do czynienia z systemem Razer Chroma, mogąc po parować np. z podświetleniem na PC.
Same słuchawki leżą bardzo dobrze w uszach, nie wypadają podczas szaleństw z goglami PSVR2 na głowie i nie męczą w trakcie dwugodzinnych sesji. Do tego mają coś, czego tak brakuje mi w AirPodsach Pro pierwszej generacji – regulacji głośności dotykiem. Łącznie pchełki rozróżniają cztery komendy dotykowe, z czego dwie możemy edytować w aplikacji na telefon. Regulacja głośności i przełączenie 2,4 GHz/BT jest za to na stałe.
Sam adapter USB-C bez problemy podłączymy do etui, dzięki czemu nie musimy się bać, iż ten element spadnie nam na dno plecaka albo torby podróżnej. Taka konstrukcja trzy w jednym – etui, adapter i słuchawki – to tak naprawdę wszystko, czego potrzeba do szczęścia, grając w terenie na Nintendo Switchu czy Steam Decku. Dlatego nie rozstaję się z Razerami, mimo ich oczywistych wad.
Największe zalety:
- Bardzo duża wszechstronność dzięki adapterowi USB-C oraz Bluetooth 5.2
- Świetnie dogaduje się ze sprzętami do gier, od PS5, przez Steam Decka, po Switcha
- Świetny design, solidne wykonanie
- Dobre profilowanie dźwięku pod filmowe gry akcji dla jednej osoby
Największe wady:
- Brak przejściówki USB-A w zestawie
- Brak jednoczesnej obsługi 2,4 GHz i Bluetooth z różnych źródeł
- Czas działania na jednym ładowaniu nie powala
Jak wspomniałem wcześniej: to związek z rozsądku. Słuchawki nie oferują rewelacyjnego brzmienia ani rekordowego czasu działania na jednym ładowaniu. Są jednak tak wszechstronne, iż stały się nieodłącznym elementem moich podróży. Przeciętnie działające ANC pomaga podczas jazdy autobusem, z kolei dokupiona przejściówka USB-A sprawiła, iż nie wyobrażam sobie grania na PSVR2 bez tych pchełek.
Zdecydowanie nie są to najlepsze słuchawki dokanałowe dla graczy na rynku, ale jako miłośnik handheldów i tak nie mogę się bez nich obejść.