Redfall to jeden z tych projektów, które mogły zostać anulowane na wczesnym etapie, bez straty dla społeczności graczy. Kooperacyjna strzelanina z wampirami wypada blado na tle innych tytułów Arkane Studios, stanowiąc krok wstecz w dorobku teksańskich producentów.
Mija kolejna godzina w miasteczku Redfall, a ja dalej nie mogę uwierzyć, iż to produkcja tej samej drużyny, która dała światu Prey i Dishonored. Wciąż zastanawiam się, jakim cudem gra działa na konsoli Xbox Series X w zaledwie 30 klatkach na sekundę, oferując tak przeciętną oprawę. Co prawda twórcy obiecali tryb 60 fps w przyszłości, ale do tego czasu większość graczy o Redfall słusznie zapomni. Mamy bowiem do czynienia z produkcją tak przeciętną, iż w kwietniowo-majowym oknie wydawniczym jest miażdżona przez konkurencję.
Redfall to przeciętniak aż do bólu. Gra, której mogłoby nie być.
Kooperacyjna produkcja z wampirami trafia do tego samego koszyka co Back 4 Blood czy Predator: Hunting Grounds. Mówimy o grach wideo które nie są złe, ale nie są również szczególnie udane. Po Arkane Studios oczekuję znacznie więcej niż tylko średniaka 5/10. Tymczasem Redfall sprawia wrażenie projektu robionego na boku, w przerwanych między Dishonored i Prey.
Po kilkunastu przedpremierowych godzinach w Redfall nie mam zamiaru zachęcać znajomych do wspólnego polowania na wampiry, chociaż gra już w dniu debiutu trafia do usługi Game Pass. Razem z kolegami uwielbiamy kooperacyjne produkcje, ale konkurencja jest po prostu na dużo wyższym poziomie. Szkoda, bo pod tą skorupą przeciętności jest kilka naprawdę niezłych elementów.
Największym plusem Redfall jest to, jak wspólne granie wynosi rozgrywkę na wyższy poziom.
Tytuł oferuje czterech bohaterów, każdy z paletą unikalnych umiejętności. Te – zwłaszcza po ulepszeniu – są naprawdę potężne i w radykalny sposób wpływają na konfrontacje. o ile jednak gracz bawi się solo, nie doceni połowy z mechanizmów walki. Skille są bowiem tak zaprojektowane, aby wzajemnie się uzupełniać.
Przykładowo, grając z dwoma innymi graczami jeden z nich wyniósł mnie na balkon, gdzie użyłem mojego potężnego karabinu widmowego. Gdybym grał sam, nie byłbym w stanie się tam dostać. Tak samo nie mógłbym realizować się w swojej ulubionej roli snajpera, ponieważ dwóch innych graczy ściągało na siebie cały ogień nieprzyjaciela.
Twórcy podkreślają, iż w Redfall jak najbardziej można grać solo, ale produkcja sporo wtedy traci. Nie ciągnie jej bowiem historia, która jest przewidywalna i bez specjalnego polotu. Nie ma tutaj przywiązania do bohaterów lub umiejętnie prowadzonych dialogów. choćby filmy przerywnikowe to w głównej mierze proste pokazy slajdów, tak pozbawione klimatu jak to tylko możliwe.
Sama walka bywa przyjemna, ale na dłuższą metę wampiry bardziej męczą niż ciekawią.
Draculę Brama Stokera znam na pamięć, a kultowe Nosferatu trzymam na blu ray. Mimo fascynacji krwiopijcami wampiry z Redfall w ogóle mnie do siebie nie przekonały. Kreatury najczęściej biegną w kierunku gracza, machając łapami z pazurami. Gracz natomiast wycofuje się i strzela, aż taki wampir nie osłabnie. Wtedy należy zadać mu śmierć kołkiem wbitym prosto w serce, z bezpośredniej odległości.
Gdy taka trójka albo czwórka wampirów goni gracza, nie ma w tym nic przyjemnego. To męcząca rutyna, polegająca na zwiększaniu i skracaniu dystansu. Gdyby Arkane wprowadziło do walki kontaktowej uniwersalny system boku czy uniku, mogłoby to wiele zmienić. Po kilku godzinach gry złapałem się na tym, iż używam umiejętności niewidzialności, unikając walki z wampirami wszędzie gdzie to tylko możliwe.
O wiele chętniej walczyłem z wampirzymi sługami, korzystającymi z broni palnej. Wymiana ognia nie jest szczególnie porywająca, ale przynajmniej nie zmusza gracza do zabawy w berka. To miła odmiana po szamotaninach z krwiopijcami.
Redfall wygląda tak przeciętnie, iż nie ma prawa działać wyłącznie w 30 klatkach na sekundę.
Gra potrafi być klimatyczna, głównie za sprawą nowoangielskiej architektury połączonej z nastoletnim horrorem. Niestety, odkładając atmosferę na bok, mamy do czynienia z dosyć sterylnym, prostym otoczeniem. Do wielu budynków w miasteczku nie da się wejść, część ulic straszy pustką, a dwa duże otwarte obszary nie są na tyle ciekawe, by gracz musiał zajrzeć pod każdy kamień.
Szybko zdałem sobie sprawę, iż nie licząc lootu, w budynkach nie czeka na mnie nic ciekawego. Bohaterowie niezależni niemal nie występują poza bazami wypadowymi, a opowieści snute przy pomocy notatek nie mają w sobie tego czegoś, co przyciąga do ekranu np. w Falloucie.
Dlatego, chociaż Redfall umożliwia wiele dodatkowych aktywności terenowych, na przykład oczyszczanie dzielnic z siedlisk wampirów, gwałtownie przestałem je realizować. Gdy zobaczyłem, iż odbite ulice nie wypełniają się ocalonymi ludźmi, nie miałem swojej marchewki na kiju. O ile w grach takich jak Dishonored czy Assassin’s Creed trudno było mi przechodzić obojętnie obok dodatkowych aktywności, w Redfall nie mam z tym żadnego problemu.
Jeszcze gorzej od tytułowego miasteczka wypadają modele postaci oraz część wnętrz. Modele bohaterów to poprzednia generacja sprzętu, choćby uwzględniając nieco komiksową oprawę. Do tego część tekstur jest w szokująco niskiej rozdzielczości. Z kolei obiekty podnoszone przez gracza i automatycznie wymieniane na walutę zdumiewają prostotą. Nie licząc miejsc związanych z głównym wątkiem fabularnym i misjami pobocznymi, wnętrza w Redfall straszą skuteczniej niż wampiry.
Redfall to typowy średniak 5/10. Sam się nie broni, ale może obroni go Game Pass.
Tytuł już na premierę trafia do abonamentu Xbox Game Pass i właśnie on może sprawić, iż Redfall pozostanie żywy. Gdyby gra miała konkurować na wolnym rynku z takimi tytułami jak Star Wars Jedi: Survivor, Horizon Forbidden West: Burning Shores, Dead Island 2 czy The Legend of Zelda: Breath of the Kingdom, zostałaby pożarta żywcem.
Jeżeli jednak grasz głównie na PlayStation, nie musisz się obawiać: nie stracisz niczego, odpuszczając sobie ten tytuł. Na rynku jest wiele lepszych gier kooperacyjnych, wliczając w to chociażby świeże, ledwo wydane Dead Island 2. jeżeli natomiast jesteś fanem gier single player, o wiele lepiej będzie nadrobić inną produkcję Arkane, na przykład Deadthloopa czy Prey.
Największe zalety:
- Umiejętności bohaterów świetnie się uzupełniają
- Klimat miasteczka z horroru dla nastolatków
- W Game Pass od dnia premiery
Największe wady:
- Zaledwie 30 fps na premierę (XSX)
- Bardzo prosta, miejscami archaiczna oprawa
- Walki z wampirami bardziej męczą niż ekscytują
- Nudna historia, nieciekawa narracja
- Potencjał otwartego świata nie jest wykorzystany
- Nietrafiony system lootu ala Destiny
Redfall to wampir z wybitymi kłami. Krok wstecz względem takich hitów Arkane jak Prey czy Dishonored i przeciętna produkcja kooperacyjna.