Sonic X Shadow Generations – recenzja (PS5). Wyjście z cienia niebieskiego jeża

2 godzin temu

Nie wiem, czy wiecie, ale 2024 rok został oficjalnie ogłoszony „Rokiem Cienia”. „Fearless: Year of Shadow”, jak brzmi to po angielsku, to jednak kilka więcej, jak pełna patosu nazwa kampanii marketingowej, mającej za zadanie świętować premierę filmu „Sonic the Hedgehog 3” oraz postaci Shadow the Hedgehog, który ma się w nim pojawić, a który fanom niebieskiego jeża znany jest od przeszło dwóch dekad. Co to oznacza dla graczy? Cóż, przede wszystkim premierę Sonic X Shadow Generations.

Spis Treści

  • Sonic X Shadow Generations
  • Sonic Generations
  • Shadow Generations
  • Historia Shadowa
  • Przeobrażony hub
  • Zdolności Shadowa
  • Nieopcjonalne wyzwania
  • Oprawa
  • Podsumowanie


Kup Sonic X Shadow Generations (PS5)

Goniąc za Nintendo

Sega wyraźnie pozazdrościła Nintendo sukcesu Super Mario 3D World + Bowser’s Fury i postanowiła nie być gorsza, wypuszczając na rynek produkt niemalże bliźniaczy. Oznacza to więc, iż status Sonic X Shadow Generations jest dość skomplikowany, bo mamy tu do czynienia jednocześnie z remasterem Sonic Generations z 2011 roku, jak i ze składanką gier oraz zupełnie nową, a przy tym niedostępną poza zestawem produkcją – Shadow Generations. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż nie jest to zaledwie dodatek, a pełnoprawny tytuł, który spokojnie mógłby trafić na sklepowe półki samodzielnie. Posiadacze edycji Deluxe Edition otrzymają ponadto cyfrowy album z grafikami, soundtrack, punkty umiejętności w Sonic Generations i skórkę Teriosa w Shadow Generations, a w grudniu sprawdzić będą mogli DLC Tokyo do tej drugiej gry oraz paczkę z filmu „Sonic the Hedgehog 3”, czymkolwiek to jest. Milutko, ale skupmy się na grach.

W Sonic Generations nie brakuje znajomych momentów.

Sonic Generations

Zacznijmy od najmniej interesującego (co nie oznacza, iż nieciekawego) elementu zestawu, czyli odświeżenia Sonic Generations. Grę wydano pierwotnie w 2011 roku, celebrując wówczas dwudziestolecie serii. Z tego względu dostaliśmy produkcję dość interesującą, bo łączącą w sobie style rozgrywki dwuwymiarowych oraz trójwymiarowych odsłon serii. Zresztą sama opowieść poprzez manipulacje czasoprzestrzenią umożliwia spotkanie się ze sobą młodszej oraz starszej wersji Sonica. Sonic Generations czerpało garściami z historii marki, swoje – niezbyt trudne, dodajmy – poziomy opierając o projekty najpopularniejszych etapów z poprzednich odsłon i dostosowując każdy do współczesnego i klasycznego typu rozgrywki. Zadbano o charakterystyczne dla bohaterów umiejętności i efekty dźwiękowe, zaserwowano graczom szereg opcjonalnych, przedłużających krótki czas rozgrywki wyzwań pobocznych, a całość upstrzono śliczną, kolorową grafiką.

Odświeżona wersja z Sonic X Shadow Generations nie zmienia w tej formule zbyt wiele. To bardzo zachowawczy remaster, ograniczający się niemalże wyłącznie do zwiększenia liczby klatek do 60 FPS i podbicia rozdzielczości do akceptowalnych dzisiaj wartości. Cała reszta pozostała natomiast praktycznie niezmieniona, więc należy spodziewać się również wszystkich bolączek oryginału, wliczając w to chociażby nieco nieprecyzyjne niekiedy sterowanie w poziomach trójwymiarowych i wyskakujące spoza ekranu pułapki w etapach 2D. Tyczy się to natomiast również dobrych stron Sonic Generations, jak chociażby uroczej, kolorowej grafiki, kapitalnej muzyki i przede wszystkim genialnego uczucia pędu.

Klasyczny Sonic jest wyraźnie „pulchniejszy” od swojego współczesnego wydania.

Zmiany jakieś tam też na papierze jednak są. Przepisano i nagrano od nowa dialogi, ale ich poziom wciąż pozostaje raczej niezbyt wysoki. Istotniejszymi, choć tylko odrobinkę, nowościami są chociażby wprowadzone stworki Cho, które teraz możemy zbierać na każdym z poziomów, a także nowa umiejętność, czyli Drop Dash, znany fanom Sonic Manii. Ponadto w pakiecie dostajemy pinballowe DLC Casino Night oraz muzeum z grafikami i muzyką. Nie ma zatem tego zbyt wiele, ale Sonic Generations już w momencie premiery było na tyle dobre, iż to wystarcza, by doskonale się bawić.

Shadow Generations

O Sonic Generations napisałem już jednak osobny tekst, więc nie będę się tu dłużej nad nim rozwodził. Na większą uwagę w tej składance zasługuje bowiem Shadow Generations, które swoim tytułem sugerować może, iż jest zaledwie rozszerzeniem podstawowej zawartości, ale w rzeczywistości okazuje się pełnoprawną produkcją. Mój wewnętrzny romantyk ubolewa wprawdzie, iż z jej premierą nie poczekano jeszcze roku, bo akurat na 2025 rok wypadają dziesiąte urodziny wydanego jeszcze na konsole szóstej generacji Shadow the Hedgehog, ale poza ładną rocznicą zysk dla graczy byłby z tego żaden.

Przerywniki filmowe i modele bohaterów w Shadow Generations prezentują się o niebo lepiej, choćby jeżeli ludzcy bohaterowie są nieco zbyt „sterylni”.

Mroczna przeszłość

Shadow Generations opiera się na tym samym motywie, co Sonic Generations. W trakcie swojej misji tytułowy bohater zostaje wessany przez wir czasu, trafiając tym samym do pozbawionego kolorów i detalu miejsca poza czasoprzestrzenią. Historia ta toczy się równolegle z przygodami Soniców, aczkolwiek poza kilka tylko momentami, biegnie ona własnym torem, skupiając się przede wszystkim na przeszłości Shadowa, na czele z jego pochodzeniem. O ile w Sonic Generations fabuła stanowiła miałki pretekst do zbierania pierścieni, o tyle tutaj wypada ona naprawdę sensownie, ciesząc sporą liczbą przerywników filmowych i wzruszającymi niekiedy interakcjami z postaciami drugoplanowymi.

Oczywiście nie należy spodziewać się scenariuszowego majstersztyku, ale spokojnie możecie oczekiwać całkiem wciągającej opowiastki o mierzeniu się z własnymi emocjami i kosmicznym złem przy okazji. Dodatkowo przed zagraniem warto obejrzeć też trzyodcinkową animację Dark Beginnings, stanowiącą prolog dla historii z gry. o ile nabyliście wersję na PlayStation, to możecie zrobić to z poziomu menu. Pozostali niestety muszą odpalić przeglądarkę.

Hub gry wyewoluował do pełnoprawnego poziomu o otwartej strukturze.

Odrobina otwartego świata

Struktura rozgrywki również wypada niemalże bliźniaczo, aczkolwiek i tutaj nie obyło się bez sporych zmian. Toteż o ile każdy z sześciu poziomów wciąż podzielony jest na dwa akty – jeden w formule współczesnych Soniców, drugi w klasycznej, dwuwymiarowej – o tyle już hub, z którego wyruszamy na kolejne przygody, uległ olbrzymiej metamorfozie. W Sonic Generations stanowił on kilka ponad interaktywne menu, teraz przeobraził się osobny poziom o otwartej strukturze, który możemy dowolnie przemierzać, ćwicząc swoje umiejętności, a przy okazji zbierając rozsiane po nim kolekcjonerskie śrubki czy odwiedzając muzeum, by zapoznać się z grafikami i szeregiem innej zawartości pobocznej.

Więcej niż kopia

Sam Shadow natomiast pod wieloma względami przypomina swojego niebieskiego kuzyna. o ile zatem obawiacie się, iż Shadow Generations na wzór Shadow the Hedgehog okaże się po części strzelanką, to możecie spać spokojnie, wciąż mamy tu do czynienia z platformówką z krwi i kości, aczkolwiek zdecydowanie bardziej zróżnicowaną od swojego protoplasty. Objawia się to przede wszystkim pod względem umiejętności, którymi dysponuje bohater. U samego początku rozgrywka Shadowem pokrywa się mniej więcej ze współczesnym Soniciem, ale z każdym kolejnym poziomem odblokowujemy nowe zdolności specjalne, jak chociażby samonaprowadzające pociski, przydatne w trakcie walki, czy mroczna płaszczka, służąca nam do poruszania się po wodzie.

Mroczna płaszcza stanowi jedną z fajniejszych umiejętności Shadowa.

To oczywiście nie wszystkie z nich, jest ich trochę więcej, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele, byście i Wy mieli frajdę z odkrywania tego, na co wpadli twórcy. Zwłaszcza iż każda kolejna umiejętność znacząco wpływa na przebieg poziomów. Dzięki wspomnianej płaszczce Sonic Team mógł sobie pozwolić na wprowadzenie etapów wodnych, które może pod względem konstrukcji nie odbiegają zanadto od tych standardowych, ale surfowanie płaszczką mimo wszystko wnosi powiew świeżości do formuły rozgrywki. Tyczy się to również bossów, którzy wymagają użycia poszczególnych umiejętności, by się z nimi rozprawić. Poziom trudności wprawdzie wciąż nie jest zbyt wysoki, ale same potyczki okazują się już zdecydowanie bardziej kreatywne i przede wszystkim widowiskowe do tego stopnia, iż wyjątkowo łatwo się w ich trakcie przebodźcować.

Nieopcjonalne wyzwania

Pewną łyżką dziegciu w moim odczuciu okazały się poboczne wyzwania, które w Shadow Generations opcjonalne już bynajmniej nie są. By ukończyć grę, trzeba zaliczyć je wszystkie. Są nam one na szczęście dawkowane i nie ma ich zbyt wielu, więc nie należy obawiać się, iż tuż przed finałowym bossem czeka Was maraton zbierania pierścieni czy przechodzenia fragmentów etapów bez skucia. Wyzwania są też całkiem przystępne, więc ich zaliczanie jest całkiem przystępne, aczkolwiek nie da się nie odczuć, iż to sztuczka, mająca na celu przedłużenie czasu rozgrywki. Shadow Generations przejść można w jakiejś 4-5 godzin, więc odliczając te dodatkowe poziomy, czas ten skurczyłby się do jakichś trzech godzinek z hakiem.


Cień pełen barw

Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o oprawie gry. Widać, iż Sonic Generations i Shadow Generations dzieli trzynaście lat. Ten drugi wygląda po prostu zdecydowanie lepiej, oferując przede wszystkim ładniejsze oświetlenie i więcej detalu, widocznego w szczególności na zbliżeniach na głównego bohatera. Nieco gorzej wypadają wprawdzie postacie ludzkie, ale i do ich nieco zbyt sterylnego wyglądu można się gwałtownie przyzwyczaić. Gra działa ponadto bez zająknięcia, oferując przy tym dwa tryby działalności – wydajności i jakości. Przy tak dynamicznej produkcji polecałbym jednak postawić na ten pierwszy. Dodatkowe klatki zawsze się przydadzą. O niebo lepiej prezentują się natomiast przerywniki filmowe, nie strasząc już koślawymi animacjami i oferując sensowną, choćby jeżeli bynajmniej nie oscarową grę aktorską. Świetnie wypada także muzyka, która w Shadow Generations dostała nieco pazura, oferując zdecydowanie bardziej metalowe kawałki. Nadmienić jednak należy, iż to bardziej metal w stylu emo, aniżeli Black Sabbath.

Wyjście z cienia niebieskiego jeża

Początkowo obawiałem się, iż po przejściu Sonic Generations będę odczuwać spore zmęczenie materiału, biorąc się od razu za Shadow Generations. Tymczasem okazało się, iż obie wchodzące w skład tego pakietu produkcje są od siebie na tyle odmienne – mechaniczne, stylistycznie i scenariuszowo – iż spokojnie wchłonąłbym jeszcze trzecią, gdyby takowa istniała. Sonic Generations to klasyk, którego zdecydowanie warto poznać, choćby o ile z serią nie miało się większej styczności. To samo (nie licząc słowa „klasyk”) powiedzieć można zresztą o Shadow Generations. Mało tego, o ile oryginał znacie na wylot, to dla tej jednej gry warto sięgnąć po Sonic X Shadow Generations. Jako remaster wypada zaledwie poprawnie, ale jako zestaw dwóch gier po prostu kapitalnie.

Przeczytaj także

Kącik Retro: Sonic Generations (PS5). Co dwa jeże, to nie jeden


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Sonic X Shadow Generations (PS5)


LUB


Idź do oryginalnego materiału