The Ascent – recenzja (XSX). Cyberpunkowa perełka

1 dzień temu

Cyberpunkowe klimaty cieszą się popularnością od dawna. W ostatnich latach zdecydowanie najgłośniejszym przedstawicielem owego gatunku wśród gier jest oczywiście produkcja CD Projekt RED. Jednak ledwie pół roku po katastrofie, jaką była premiera Cyberpunk 2077, ukazał się tytuł na wskroś cyberpunkowy – The Ascent. Szwedzkie studio Neon Giant dało światu produkcję z kategorii twin-stick shooter, która rozgrzeje serca miłośników estetyki rodem z Blade Runnera.

Spis Treści

  • Od pucybuta do milionera?
  • Budowa świata na 5+
  • Nieskrępowana przemoc
  • Estetyka rodem z Blade Runnera
  • Kilka uwag do strony technicznej
  • Oprawa audio na najwyższym poziomie
  • Bo zawołam kolegów!
  • Cyberpunk i twin-stick shooter – dla kogo?

Od pucybuta do milionera?

Ludzkość skolonizowała przestrzeń kosmiczną i nawiązała kontakt z obcymi rasami. Przy tym okazało się, iż istnieje język zrozumiały dla wszystkich gatunku – zyski. W bliżej nieokreślonej przyszłości korporacje rządzą światem. Dosłownie, ponieważ – ku rzekomej uciesze wszystkich – cywilizowana część wszechświata porzuciła barbarzyński system demokratyczny na rzecz najlepszego ustroju – korporokracji. Już nie trzeba przejmować się opiniami mas, kiedy to rada nadzorcza optymalizuje każdy aspekt twojego życia. W zamian za możliwość ciężkiej pracy aż do śmierci – najczęściej przedwczesnej – korpo zapewni ci wszystko, czego potrzebujesz. Obskurny kąt w module mieszkalnym, dzielonym z dziesięcioma innymi szczęściarzami. Coś, co może uchodzić za jedzenie, tylko lepiej nie próbować tego wąchać. Edukacja też jest w pakiecie, żebyś wiedział którą stroną łopaty przerzucać ekskrementy w czeluściach kanałów. Żyć, nie umierać!

Jeden z pierwszych widoków w prologu robi piorunujące wrażenie.

Bohaterem The Ascent jest właśnie taki szczęśliwy pracownik korporacji. adekwatnie lepszym określeniem będzie „kontraktowy niewolnik”, jakich miliony gnieżdżą się w niższych poziomach arkologii, należącej do Ascent Group. Można powiedzieć, iż i tak jest w lepszej sytuacji niż masy zmuszone do egzystowania w tzw. The Dusk – megamiasta pokrywającego całą możliwą powierzchnię planety Veles. Swoją przygodę zaczynamy właśnie w najgłębszych zakamarkach arkologii, od rozwiązania dość śmierdzącego problemu dla naszego bezpośredniego przełożonego imieniem Poone. Kto by pomyślał, iż przepchanie kanalizacji będzie pierwszym krokiem na drabinie do sukcesu. Tylko uwaga, bo szczeble są dość śliskie od różnych płynów ustrojowych tych, którzy staną nam na drodze.

Budowa świata na 5+

Fabuła w The Ascent to na pewno nie jest najważniejszy aspekt gry, ale mimo tego, nie mogę jej nic zarzucić. Podczas tej podróży czeka nas kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, a sama historia jest spójna i pasuje do wykreowanego przez deweloperów uniwersum. To, co zdecydowanie zasługuje na pochwałę i czemu w dużej mierze zawdzięczamy ww. nieskomplikowaną, acz przyjemną opowieść, to tzw. lore świata. Tego typu tytuły, skupione na radosnej sieczce, zwykle nie dostarczają graczom nic, poza podstawową motywacją do tych czy innych działań. Jednak na tym polu ekipa z Neon Giant poszła pod prąd i choć opcjonalna, otoczka fabularna robi wrażenie. W grze znajdziemy bardzo obszerny dziennik, rozbudowywany wraz z naszymi postępami o nowe wpisy. Po ukończeniu gry naliczyłem tam ponad 160 pozycji, nie licząc tych z kategorii samouczków. Co więcej, każdy skrawek informacji pasuje jak ulał do ogólnej koncepcji.

Czy rozbudowany dziennik jest potrzebny w takiej grze? Nie. Czy jego obecność mocno pogłębia świat przedstawiony? Jeszcze jak!

Nieskrępowana przemoc

Trzon rozgrywki, czyli likwidowanie adwersarzy, przybiera formę hipnotyzującego, krwawego tańca. Do naszej dyspozycji oddano ponad trzydzieści różnych narzędzi mordu, które możemy dowolnie przypisywać do dwóch aktywnych slotów. Znajdziemy tu klasyki jak SMG, karabiny szturmowe, czy pistolety i rewolwery. Dla tych, którzy pamiętają scenę z „Predatora”, w której Mac Eliot dosłownie kosi dżunglę strzelając z Old Painless, też coś się znajdzie. Wielki minigun to jednak ledwie wierzchołek góry lodowej, bo wraz z postępami w grze odblokujemy kilka specjalnie zmodyfikowanych pukawek. Cyberpunkowy świat nie może się też obyć bez różnej maści modyfikacji. Mamy więc do dyspozycji zarówno tzw. umiejętności taktyczne (jak np. różnego rodzaju granaty, wieżyczki itp.), jak i modyfikacje pasywne i aktywne. Te ostatnie mają duży wpływ na obrany przez nas sposób walki. Każda z nich związana jest z jednym z czterech podstawowych atrybutów naszej postaci, które to rozwijamy poprzez klasyczne punkty umiejętności. Takie podejście oznacza, iż nie jesteśmy ograniczeni ani w zakresie uzbrojenia, ani modyfikacji – wszystko jest dla nas dostępne od momentu odnalezienia/kupienia – jednak ich efektywność będzie zdecydowanie większa wraz ze wzrostem naszych statystyk.

Niezależnie jednak od wybranych narzędzi mordu, najważniejszy jest efekt. A ten potrafi robić niesamowite wrażenie. Nie dość, iż przeciwnicy potrafią efektownie eksplodować, to również środowisko nie pozostaje obojętne na nasze wyczyny. Kruszący się tynk, odpadające kawałki filarów, odsłaniane zbrojenie, eksplodujące pojazdy i automaty. No i oczywiście cała rzesza postronnych nieszczęśników, którzy akurat mieli pecha znaleźć się między naszym bohaterem, a jego adwersarzami. Witamy w korporokracji, gdzie nikogo nie interesuje, iż jakiś szaleniec właśnie rozwalił cię na środku chodnika – jutro masz się stawić w robocie!

Estetyka rodem z Blade Runnera

Niszczenie otoczenia potrafi cieszyć oko, ale warto przyjrzeć się wizualnej stronie świata, zanim podziurawimy wszystko jak leci. Ekipa z Neon Giant stworzyła bowiem coś, co mogę określić wyłącznie jako list miłosny do artystycznej wizji wprost z Blade Runnera z 1982 roku. Brud, zwały śmieci i wraków, ciała nieszczęśników porzucone w alejkach, wszędobylski smog. A wszystko to okraszone neonami wszelkiej maści i wciśniętymi gdzie się da stoiskami z jedzeniem. o ile estetyka z ww. filmu was urzekła, tutaj nie będziecie mogli oderwać oczu. Zaryzykuję stwierdzenie, iż deweloperzy naprawdę nie musieli tak dopieszczać sfery wizualnej – przy szybkiej rozgrywce naprawdę wiele osób nie poświęci czasu w jej podziwianie. Jednak jestem im niezmiernie wdzięczny, iż przyłożyli taką uwagę do szczegółów. Smaczku dodaje opcja „photo mode”, dodana jakiś czas po premierze. kilka jest gier, które pozwalają w tym trybie na swobodne operowanie kamerą, ale The Ascent idzie o krok dalej w tej kwestii. Jako iż podczas gry patrzymy na świat z ustalonej perspektywy, oczywiste jest, iż otoczenie jest zbudowane tak, aby nie marnować zasobów na elementy których normalnie gracz nie zobaczy. Jednak „photo mode” pozwala nie tylko zajrzeć w te ukryte zakamarki, ale choćby spojrzeć na całą mapę z lotu ptaka. Z jednej strony, gracz zobaczy w ten sposób obiekty o niskiej ilości polygonów, czy rozmazanych teksturach – jako iż te stanowią odległe tło – ale z drugiej, można podejrzeć sporo interesujących szczegółów. Warto zaznaczyć, iż poza grafiką tytułową, wszystkie zrzuty w niniejszej recenzji zostały wykonane bezpośrednio w grze.


Kilka uwag do strony technicznej

Gra napędzana jest silnikiem Unreal Engine 4 i widać, iż twórcy chcieli wycisnąć zeń co się da. Mamy elementy cząsteczkowe, odbicia, dynamiczne oświetlenie. Podczas potyczek oczy cieszą pięknie wyglądające eksplozje, okraszone odłamkami betonu (i przeciwników). Całość działa stabilnie, aczkolwiek podczas kilkunastu godzin spędzonych z tytułem, zdarzyły się okazjonalne czkawki w klatkarzu. O dziwo nie podczas zażartych potyczek, gdzie byłoby to choćby zrozumiałe, a podczas zwykłego przemieszczania się po lokacji. Jak to z grami na UE bywa, widoczny też jest problem z doczytywaniem tekstur podczas zmiany ujęcia, czyli np. w momencie uruchomienia cut-scenki – które są generowane na silniku gry, dzięki czemu możemy podziwiać naszą postać w pełnym rynsztunku. Nie jest to coś nadzwyczaj uciążliwego, ale ciężko też owego mankamentu nie zauważyć. Poważniejszym problemem jest zawieszanie się gry w losowych momentach. Mnie zdarzyło się to dokładnie dwa razy podczas całej rozgrywki, aczkolwiek w internecie można znaleźć wpisy od osób, którym przydarzyło się to częściej. Trzeba też wziąć poprawkę na fakt, iż gra przez prawie trzy lata otrzymała sporo poprawek. Premierowa wersja borykała się z masą problemów, jednak zdecydowaną większość z nich udało się z czasem załatać.

Oprawa audio na najwyższym poziomie

Na osobny akapit zasługuje oprawa audio The Ascent. Udźwiękowienie stoi na naprawdę wysokim poziomie – odgłosy broni są dobrane odpowiednio do jej kalibru, a wybuchy to muzyka dla ucha. Jednak aspektem, który absolutnie podkręca emocje podczas rozgrywki, jest ścieżka dźwiękowa. Fani gier Techlandu, z pierwszym Dying Light na czele, momentalnie wyłapią ten charakterystyczny styl. Za muzykę w The Ascent odpowiada nie kto inny jak nasz niezwykle utalentowany rodak – Paweł Błaszczak. Od „Welcome Home”, kompozycji której elementy od razu przywołają z pamięci „Making of Cyborg” z „Ghost in the Shell”, przez niepokojące „Follow the Trace”, po zapierające dech w piersiach widoki z „Pinnacle (Ascension)” – każdy kolejny utwór to prawdziwa przyjemność. Dodatkowo oprawa audio reaguje dynamicznie na nasze poczynania, więc każda potyczka opatrzona jest dynamicznym, pompującym adrenalinę w żyłach utworem, który uspokaja się razem z opadającym po walce kurzem.

Bo zawołam kolegów!

The Ascent to naprawdę solidny kawałek rozrywki, na każdej płaszczyźnie. Samotna rozgrywka daje masę frajdy – chociaż zdarzają się w niej momenty, w których przydałoby się wsparcie. I tu wkracza system kooperacji, pozwalający na cieszenie się grą maksymalnie czterem osobom jednocześnie. Przyozdabianie chodników flakami gangusów zawsze lepiej smakuje w towarzystwie. Rozgrywka wieloosobowa działa na zasadzie „drop in/out” – nie potrzeba tworzyć osobnych zapisów dla rozgrywki jedno i wieloosobowej. Jednak The Ascent oferuje w tej materii coś, co przez wielu deweloperów zostało już niestety zapomniane – kanapową kooperację. o ile chcecie wyruszyć na ulice arkologii w towarzystwie znajomego albo drugiej połówki – Neon Giant o was zadbało.

Cyberpunk i twin-stick shooter – dla kogo?

Produkcja szwedzkiego studia zapewni wam kilkanaście godzin naprawdę dobrej zabawy. Jakiś czas po premierze dodano również opcję „New Game Plus” – pozwalającą na ponowne rozegranie kampanii fabularnej, z zachowaniem dotychczasowych statystyk i stając przed znacznie bardziej wymagającymi przeciwnikami. Dla tych którym choćby to będzie mało, gra doczekała się rozszerzenia – Cyber Heist – oferującego kilka kolejnych godzin rozgrywki w nowym otoczeniu i oczywiście z wykorzystaniem nowych broni. Biorąc pod uwagę coraz mniejszą reprezentację gier z kategorii „twin-stick shooter”, The Ascent powinni się zainteresować wszyscy jej miłośnicy. A o ile do tego uwielbiacie klimaty cyberpunkowe i chcecie nacieszyć nie tylko oczy, ale również i uszy – zdecydowanie nie powinniście pomijać tego tytułu. Tak, owej produkcji zdarzają się niekiedy potknięcia, ale trzeba oddać ledwie jedenastoosobowemu studiu, iż wykonali kawał bardzo dobrej roboty.

Niestety, pomimo ewidentnej pasji i zaangażowaniu, wygląda na to, iż The Ascent umknął wielu graczom. Tytuł faktycznie borykał się z problemami technicznymi na starcie, jednak w 2025 roku mamy już do czynienia z wersją w większości bezbłędną. o ile jednak czytasz te słowa (za co dziękuję i gratuluję wytrwałości), a jesteś subskrybentem PlayStation Plus lub GamePass – możesz zanurzyć się w ten dystopijny świat bez dodatkowych opłat. W momencie publikacji owej recenzji gra jest dostępna w ramach obu subskrypcji. Osobiście mam nadzieję, iż Neon Giant nie pozostanie studiem jednego tytułu i jeszcze usłyszymy o tej utalentowanej grupie deweloperów. Wieść w sieci niesie, iż pracują w tej chwili nad bardzo ambitnym projektem, który pozostaje w klimatach cyberpunkowych, ale odchodzi od formatu twin-stick shootera.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału