The Elder Scrolls Online: Firesong – recenzja (PS5). Złowrodzy druidzi

1 dzień temu

High Isle, choć bynajmniej nie przypadło do gustu wszystkim fanom, stanowiło powiew świeżego powietrza po Blackwood i całkiem niezłym, acz wcale nie doskonałym Deadlands. Przede wszystkim jednak stanowiło istotny punkt milowy w Wojnie Trzech Sztandarów, bowiem na archipelag Systres trafialiśmy, by dopilnować, aby doszło do rozmów pokojowych między trzema władcami zwaśnionych królestw. Jak to jednak w ESO bywa, tak i w tym przypadku historia urywała się w połowie, oczekując na swoją kontynuację w mniejszym DLC. Odpowiedzi miały nadejść w Firesong, ale czy je w nim znajdziemy?

Spis Treści

  • Fabuła
  • Świat
  • Aktywności
  • Podsumowanie

Na uboczu pertraktakcji

Żadnym zaskoczeniem nie będzie, jeżeli powiem, iż nie, bo Wojna Trzech Sztandarów stanowi oś fabularną dla całej gry, więc jej przedwczesne zakończenie z punktu widzenia pompującego kolejne rozszerzenia studia (a przede wszystkim wydawcy) nie miałoby najmniejszego sensu. Tak więc dodatek ten rozmowy pokojowe odsuwa na bardzo odległy plan – dalsza część tego wątku kontynuowana jest w nudnym epilogu, dostępnym po skończeniu Firesong i High Isle – skupiając się za to na tytułowym kręgu druidów, próbującym zdobyć artefakty druidzkiego króla.

Druidzi, choć potencjalnie ciekawi, są jedną z najnudniejszych frakcji ESO.

Przyznam, iż wątek związany z „magami natury” w High Isle niezbyt przypadł mi do gustu, a i sami druidzi w fantastyce dalecy są od bycia moimi ulubionymi czarodziejami. Tym samym Firesong wymęczył mnie pod tym względem jeszcze bardziej, opowiadając głównie o nich, acz przy nie zagłębiając się przy tym zanadto w ich historię i kulturę. Połowa czasu „antenowego” poświęcona jest bowiem miastu Vastyr i rządzącemu nim rodowi Mornard. W pełni rozumiem konieczność wprowadzenia dużego miasta, służącego graczom za bazę wypadową, a i sam wątek wypada całkiem nieźle, ale wolałbym chyba, by fabularny ciężar spadł w całości na druidów, pozwalając graczom na dogłębniejsze poznanie tych dziwacznych czarowników.

Zakamarki i osobowości Galen

Na szczęście zdecydowanie lepiej od głównego wątku wypadają zadania poboczne. Podobnie jak było to w przypadku High Isle, tak i tworząc Firesong, scenarzyści postanowili się najwidoczniej nieco zabawić, serwując graczom jedne z najciekawszych narracyjnie przygód, choćby o ile pod kątem rozgrywki jest to klasyczne ESO. Świetnym tego przykładem jest chociażby pomoc pewnemu znanemu szefowi kuchni w przyrządzeniu fantastycznej poprawy na ulicach Vastyru, a także spotkanie z dwójką złodziei, którzy w wyniku nieporadnej próby kradzieży druidzkiego artefaktu zostali przemieni w świecącą kulkę i drzewo. Wypada to naprawdę fajnie i aż chce się zwiedzać mapę w poszukiwaniu kolejnych zadań.

Glimmertarn, czyli miasto druidów, ma w sobie masę uroku.

Zwłaszcza iż sama wyspa Galen, na której osadzono akcję Firesong, prezentuje się naprawdę pięknie. Już High Isle udowodniło, iż archipelag Systres obfituje w przepiękne widoki i nie inaczej jest tutaj. Choć Galen nie może poszczycić się niesamowitymi rozmiarami, nadrabia je różnorodnością. Na południu znajdziemy wiekowo wyglądające miasto Vastyr, o którym była już mowa, ale to nie jedyny ośrodek miejski, bowiem na północy powita nas wioska druidów Glimmertarn. Zaznaczyć warto, iż wizualny przepych okupiony został problemami technicznymi, bo wizyta w którymkolwiek z tych dwóch miejsc skutkuje widocznymi spadkami klatek. Samo Galen pełne jest również pięknych, zielonych, acz jednocześnie kamienistych wyżyn, zjawiskowych klifów, a choćby spalonych płynącą z wulkanu lawą lasów. Mało tego, teoretycznie Firesong oferuje również drugą wysepkę, Y’fellon, ale ta służy raczej jako instancja, niż pełnoprawna lokacja.

Pańszczyzna do odrobienia

Jeżeli zaś o aktywności do odhaczenia chodzi, ponownie mierzymy się tutaj z klasyką. Ot, dwie nowe instancje – Embervine i Faun’s Thicket (tę akurat trzeba pochwalić za ciekawych przeciwników w postaci jeleniowatych faunów) – które oferują swoje questy i pozwalają na pozyskanie nowych zestawów uzbrojenia (łącznie jest ich sześć). Poza tym na pokonanie oczekuje trójka world bossów, wliczając w to ciągle przemieszczającego się The Preserver of Galen, a także powracające z High Isle światowe eventy, czyli Volcanic Venty. Zabraknąć nie mogło również szeregu powtarzalnych questów pobocznych. Zawartości, jak zawsze, jest zatem sporo.


Złowrodzy druidzi

W Firesong widzę zatem niestety zmarnowaną okazję, by w sensowny sposób rozszerzyć świat The Elder Scrolls poprzez całkowite skupienie się na teoretycznie bardzo ciekawej koegzystencji trzech druidzkich kręgów. Dodatek ma wprawdzie swoje momenty, zwłaszcza kiedy weźmiemy pod uwagę przepiękny świat, urokliwą muzykę i nienajgorsze zadania poboczne, ale mimo wszystko przebrnięcie przez niego okazało się bardziej męczące, niż ekscytujące. Apogeum stanowił wyjątkowo przegadany i mocno kurierski epilog, który zdecydowanie przelał czarę goryczy, jednocześnie pozostawiając kwestię potencjalnego pokoju w Tamriel wciąż nierozstrzygniętą.

Przeczytaj także

The Elder Scrolls Online: Lost Depths – recenzja (PS5). Perła w głębinach


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Idź do oryginalnego materiału