The Elder Scrolls Online: Markarth – recenzja (PS5). Nie taki wilk straszny…

12 godzin temu

Do tej pory lud Pogranicza (ang. Reach) przedstawiany był w The Elder Scrolls Online w niezbyt pozytywnym świetle. W większości, kiedy pojawiali się na naszej drodze, musieliśmy skrzyżować z nimi miecze. Ulegliśmy fatalnej, zenimaxowej propagandzie, wierząc, iż na Pograniczu żyją wyłącznie bestialskie dzikusy, mordujące dla rozrywki i prawdopodobnie robiące macę z krwi tamrielskich dzieci. Wtem pojawił się dodatek Markarth, zabierający nas właśnie między nich i pozwalający tym samym na lepsze zrozumienie kultury tego wojowniczego ludu.

Spis Treści

  • Fabuła
  • Mapa gry
  • Zadania poboczne
  • Podsumowanie

W pogoni za sforą

Nie zapuszczamy się tam jednak wyłącznie w celach kulturoznawczych. Stawka jest bowiem zdecydowanie większa. Markarth kontynuuje urwany w Greymoor wątek organizacji Gray Host, zrzeszającej w swoich szeregach wampiry i wilkołaki oraz planujących – jak się wydaje – zmuszenie całego Tamriel do padnięcia przed nimi na kolana. Prowadzone przez ród Ravenwatch śledztwo prowadzi nas właśnie do rozdartego wojną domową Pogranicza. Sytuacja polityczna regionu bynajmniej nie ułatwi nam zadania, więc w międzyczasie będziemy zmuszeni doprowadzić obie strony – mieszkańców miasta Markarth i okoliczną grupę rebeliantów – do przynajmniej chwilowego zawieszenia broni.

Już sam początek wita nas ślicznym krajobrazem.

Wątek ten wprawdzie nie gra pierwszych skrzypiec i przewija się raczej w tle, ale z pewnością dodaje smaczku do już i tak całkiem niezłej historii. Fabuła Markarth wypada zdecydowanie lepiej, niż było to w przypadku Greymoor. Karykaturalność bohaterów została zdecydowanie przytemperowana, a i sam główny wątek wydaje się bardziej zwięzły i treściwy. Bardzo dobrze wypadają antagoniści o motywacjach wprawdzie wciąż jednoznacznie złowieszczych, ale mimo wszystko ciekawszych niż klasyczna chęć zniszczenia świata. Nic jednak dziwnego, bo skoro naszego oponenta poznaliśmy już w Greymoor, to teraz nareszcie możemy go zrozumieć. Dostał w końcu faktyczną twarz i nie jest już tylko majakiem z północnych legend. Nie brakuje również nieco filozoficznych pytań w kontekście Mrocznego Serca. Tak, nareszcie wyjaśnia się kwestia tytułu linii fabularnej Dark Heart of Skyrim i przyznać muszę, iż jest to więcej niż satysfakcjonujące.

Piękno Pogranicza

Sam region Pogranicza z miejsca stał się jednym z moich ulubionych miejsc w całym Tamriel. Znać go będzie każdy ten, kto swego czasu zagrywał się w Skyrima. o ile jesteście jedną z tych osób, to bez problemu odnajdziecie się w cudownie wertykalnym Markarthcie, w którym zakocha się zresztą każdy miłośnik unikatowej architektury. Tereny pozamiejskie również potrafią zachwycić widokami kamienistych gór i wijących się między nimi polan. Nie brakuje tutaj prowizorycznych, nieco barbarzyńskich obozowisk i pradawnych świątyń. Klimat osamotnienia i pewnej wrogości ze strony świata jest tutaj silny i budowanej w olbrzymiej mierze przez kapitalną, melancholijną ścieżkę dźwiękową.

Markarth to jedno z najpiękniejszych miejsc w Tamriel.

Mapa wydawać się może dość skromna, ale niedługo po rozpoczęciu przygody odwiedzicie również znane jeszcze z Greymoor Blackreach, a precyzyjniej jego wcześniej niedostępny obszar Arkthzand Cavern. Nie jest to zbyt przepastna miejscówka, zdecydowanie ustępująca rozmiarami pierwowzorowi, ale zaliczyć trzeba to zdecydowanie na plus. To ponure miejsce, będące w zasadzie jedną, wielką jaskinią, więc przemierzenia go nie należy do zbyt przyjemnych, aczkolwiek trudno odmówić mu specyficznego klimatu, kiedy niebo zastępuje nam sklepienie jaskini, a zamiast drzew z ziemi wyrastają olbrzymie grzyby i inne jeszcze dziwniejsze rośliny.

Poza główną ścieżką

Oczywiście Markarth to nie tylko główny wątek, ale też szereg całkiem niezłych misji pobocznych, pozwalających na lepsze poznanie lokalnej kultury lub po prostu zdobycie nowych zestawów ekwipunku. Poza zwykłymi questami znajdziemy tutaj również trzy nowe Delve’y, czyli pełne przeciwników instancje, do przemierzenia, solową arenę Vateshran Hollows do pokonania, cztery wydarzenia typu Harrostorm do zaliczenia, a także dwóch mocarnych bossów do poskromienia. Nie zabrakło też nowych setów uzbrojenia czy pomniejszych bajerów pokroju domku Stone Eagle Aerie do nabycia za niemałą kwotę 12 000 koron lub 15 000 za wersję wyposażoną, co przekłada się kolejno na mniej więcej 329 zł i 429 zł (aczkolwiek cena może się różnić w zależności od wybranych pakietów waluty premium).


Nie taki wilk straszny…

Przyznaję, iż jestem więcej niż zadowolony. Greymoor wspominam raczej letnio, a i późniejsze fabularne pomysły twórców były raczej mizerne, więc po Markarth spodziewałem się niewiele. Tymczasem oferowany w rozszerzeniu wątek jawi się naprawdę dobrze, ujmując klimatem Pogranicza i świetnie poprowadzoną historią, niebojącą się podrzucić kilku moralnych dylematów do przemyślenia. Sporo tu też zawartości pobocznej, więc na zobaczenie wszystkiego, co Markarth ma do zaoferowania, poświęcicie dobrych kilkanaście godzin. W końcu sam główny wątek pochłania ich przynajmniej kilka. Natomiast o ile podczas zabawy w The Elder Scrolls V: Skyrim swoje domostwo ulokowaliście właśnie w tym wertykalnym mieście, to dodatek zaoferuje Wam dodatkowo sporą dawkę nostalgii.

Przeczytaj także

The Elder Scrolls Online: Stonethorn – recenzja (PS5). Kły i szpony


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału