Nintendo Switch to najsłabsza konsola aktualnej generacji, jeżeli weźmiemy pod uwagę surową moc obliczeniową. Dlatego zachwyca mnie, iż mogę grać na niej w takie produkcje jak No Man’s Sky, gdzie cała galaktyka stoi otworem, a gracz buduje, handluje i eksploruje bez ograniczeń.
Przenośna konsola Nintendo ma w bibliotece kilka „niemożliwych” portów. Na Switchu zdumiewająco dobrze działa pierwsze Dying Light, z jego otwartym światem oraz licznymi zombie. Urządzenie uruchamia trzeciego Wiedźmina, z całą jego dodatkową zawartością. Kultowy Skyrim działa na Switchu zdumiewająco dobrze, tak samo jak pierwszy Crysis. Najnowszym z karkołomnych portów, które nie mają prawa działać, a jakimś cudem działają nieźle, jest No Man’s Sky.
No Man’s Sky teoretycznie nie ma prawa dobrze działać na Switchu. Sama specyfika gry to wyklucza.
Mówimy o produkcji, w której gracz odkrywa całą galaktykę, z jej milionami losowo generowanych planet. No Man’s Sky oferuje totalną swobodę eksploracji: pieszej, przy pomocy pojazdu oraz statku kosmicznego. W grze mamy kilka warstw wszechświata: na planetach eksplorujemy powierzchnię, podziemia, wody oraz zwarte pomieszczenia. W kosmosie dryfujemy między ciałami niebieskimi, ale też odwiedzamy wielkie krążowniki oraz stacje kosmiczne. Cała ta dowolność powinna być zabójcza dla starej Tegry napędzającej Switcha.
Co więcej, No Man’s Sky stawia na mechaniki niezwykle obciążające podzespoły – zwłaszcza CPU – jak terraformowanie powierzchni, budowanie obiektów oraz usuwanie surowców. W kosmicznym eksploratorze możemy stawiać pionierskie osady, wioski, garaże dla pojazdów. Wszystko to powinno być zabójcze dla Switcha, zwłaszcza w połączeniu z otwartą strukturą świata, względnie dalekim zasięgiem renderowania oraz rozbudowanym wertykalnie plenerem.
Cuda się jednak zdarzają, a No Man’s Sky na Switchu jest tego najlepszym przykładem.
Nie wiem jak, ale twórcom udało się zmieścić pełne No Man’s Sky, z całą dodatkową zawartością stworzoną na przestrzeni sześciu lat od premiery tytułu na PS4, do przenośnego Switcha. Eksplorowanie, walka, budowanie, opracowywanie technologii, handel – zachowano wszystkie mechaniki sprawiające, iż w No Man’s Sky można się zatracić na długie godziny, jednocześnie zachowując względnie płynną rozgrywkę.
No Man’s Sky na Switchu w większości przypadków trzyma 30 klatek na sekundę. Podczas naprawdę wymagających scen oraz czynności płynność może spaść do 25 – 27 klatek, ale to tyle. Byłem świadkiem znacznie gorszych dropów na tej konsoli, przy znacznie mniej zasobożernych i skomplikowanych strukturalnie produkcjach. Jakim cudem Hello Games udało się zachować tak wysoki poziom fps na tak słabym sprzęcie?
Na ołtarzu optymalizacji złożono liczne ofiary. Efekty świetlne, cieniowanie, wygładzanie krawędzi, zasięg renderowania, rozdzielczość tekstur, choćby geometria obiektów – wszystko to zostało radykalnie ograniczone. Wizualny regres jest bardzo wyraźny, choćby mimo bajkowej oprawy NMS, która powinna skutecznie maskować takie kompromisy. Przypuszczam jednak, iż twórcy osiągnęli największy uzysk płynności redukując rozdzielczość. W trybie tabletu No Man’s Sky na Switchu działa w nieco ponad 500p. Wystarczająco, ale bardzo mało.
Niestety, redukcje dosięgnęły również samej rozgrywki. NMS dla Switcha nie posiada modułu wieloosobowego, a także możliwości kooperacyjnego budowania wielkich skupisk miejskich, stanowiących wielką atrakcję dla społeczności skupionej wokół tej gry na pozostałych platformach. To odczuwalny brak jeżeli grałeś kooperacyjnie w No Man’s Sky. o ile jednak jesteś samotnym eksploratorem, możesz go choćby nie odczuć.
Ofiary na ołtarzu optymalizacji sprawiły, iż No Man’s Sky może początkowo odrzucać. Zwłaszcza po graniu w ten tytuł na PS5.
Na port dla Switcha przeskoczyłem bezpośrednio z natywnej edycji dla PlayStation 5. Jak możecie się domyślać, regres graficzny był więc potężny. Na szczęście ekran tabletu maskuje wiele niedoskonałości, w tym niską rozdzielczość czy zredukowaną geometrię. Wyraźnie odczuwalny jest także spadek płynności, z 60 do 30 fps.
Składając to wszystko w całość, No Man’s Sky na konsoli Nintendo może momentami przypominać nieostrą zupę, z pikselami pływającymi jak ziemniaczki. Ten problem nie dotyczy pierwszego ani drugiego planu. Kiedy jednak spojrzymy hen na horyzont, oprawa zdecydowanie nie rozpieszcza. No Man’s Sky na Switchu jest stylowe oraz klimatyczne, ale na pewno nie jest piękne.
Nie przeszkadza mi to jednak. Jestem pod permanentnym wrażeniem, iż tak rozbudowany tytuł w ogóle zmieścił się na konsoli Nintendo. Każdy skok w nadświetlną, każda eksploracja kosmicznego wraku i każde lądowanie na nowej planecie wiąże się dla mnie z nieustannym docenianiem tego, jak wiele pracy włożono w to, by tak szalony port mógł istnieć.
Najważniejsze jest jednak to, iż No Man’s Sky na Switchu to po prostu cholernie dobra gra.
Droga, jaką przeszła ta produkcja od fatalnej premiery w 2016 roku do aktualnego stanu, zasługuje co najmniej na dokument. Twórcy z Hello Games nie tylko odbudowali zszarganą reputację, ale stali się wzorem do naśladowania dla całej branży pod względem popremierowego wsparcia oraz darmowych aktualizacji. W NMS regularnie pojawiają się nowe elementy rozgrywki, przybliżające tytuł do wizji kosmicznego eksploratora totalnego.
Teraz ten totalny eksplorator mam na nocnej szafce w sypialni, w plecaku albo w kieszeni zimowej kurtki. No Man’s Sky zostało moją ulubioną grą do poduchy. Odpalam tytuł na 30 minut, relaksuję się zbierając surowce i eksplorując otoczenie, a następnie idę spać. Pogodna aura tytułu idealnie wpasowuje się w taki wieczorowy klimat. Z drugiej strony NMS potrafi być ogromnym złodziejem czasu. W grze zawsze jest przynajmniej kilka rzeczy do zrobienia, dzięki czemu moja służbowa trasa Katowice – Warszawa mija w pociągu jak za pstryknięciem palca.
Największe zalety:
- No Man’s Sky jakimś cudem działa na Switchu, samo to jest godne uznania
- Tak wielka gra zawsze przy tobie, w pociągu i na wyjeździe
- Przeniesienie niemal wszystkich elementów gry do wersji przenośnej
- Nowa zawartość z ostatnich 6 lat, w tym ulepszony tutorial
- Trzyma 30 fps przez większość czasu, względnie szybkie ładowanie
Największe wady:
- Duży regres graficzny, sięgający tak głęboko jak geometria obiektów
- Pikselowe zupa: 500p w trybie przenośnym, na TV wypala oczy
- Brakuje multiplayera i wielkich osad z innych edycji gry
- Interfejs momentami bywa niewygodny (mała czcionka)
Grafika jest gorsza, płynność mniejsza, klarowność pogorszona. Do tego od czasu do czasu trzeba się nachylić nad tabletem, żeby przeczytać nowy wpis do kodeksu. To wszystko niepodważalne wady. W dużym stopniu osłabia je jednak fakt, iż grę tak wielką jak No Man’s Sky mogę wziąć wszędzie ze sobą: na całodniowy wyjazd rowerowy, pod namioty czy do pociągu. To idealna produkcja na pół godzinki, albo na czterogodzinny maraton. Uwielbiam mieć ją przy sobie i zupełnie szczerze:
uważam No Man’s Sky za jedną z najlepszych gier spoza stajni Nintendo, jakie pojawiły się na Switchu w całym 2022 roku.