Bo jak to tak, znać się na grach?! Toż to absurd! A jeszcze je krytykować, a co dopiero o nich dyskutować!
Pomysł na ten felieton wpadł mi do głowy po tym, jak Kamil Podryban napisał mi, bym nie wyrzucał tekstów, bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś ze szkiców się przyda. I wiecie co? Miał rację, bo właśnie po skasowaniu całego tekstu zrozumiałem, iż chciałem napisać o czymś ważnym – o zrobieniu sobie przerwy i zmianie podejścia do tego, w jaki sposób konsumuję oraz debatuję na temat wirtualnej rozrywki.
Nie znam się, ale się dowiem!
Ostatnio szukałem czegoś nowego, innego od tytułów, które goszczą na moim dysku. I powiem to otwarcie: nie znam się na grach indie. I wiecie co? Dobrze mi z tym, bo może właśnie w tej kategorii znajdę perełkę, która pokaże mi, iż w nadmienionym medium wciąż jest wiele do odkrycia.
Może powinienem sięgnąć po RPG? Ostatnio dużo się mówi o Avowed, o czym rozpisywał się Marek. Gra miała swoje grzechy i niedociągnięcia, ale wiele osób czerpało z niej frajdę, mimo iż inni uznali ją za średniaka. W końcu Obsidian to mistrzowie gatunku, a skoro tworzą RPG, to wiedzą, co robią, prawda?
Innym doświadczeniem może być spróbowanie soulslike’ów – gatunku, w którym nie ma poziomów trudności, a refleks i determinacja są kluczem do przetrwania. Może poprawi mi się refleks? Może nauczę się cierpliwości? A może wpadnę w pułapkę growego elitaryzmu i zacznę gardzić wszystkimi, którzy nie przeszli Elden Ringa robiąc to w formie wyzwania bez uników? W sumie, jeżeli ekskluzywność konsolowa wciąż wzbudza wojny w komentarzach, to czemu nie.
Gracz narzekający…
… to odbiorca, który nieustannie krzyczy, iż jego ukochane medium umiera, bo czyha na nie jakieś mityczne zło z mrocznych legend, ale ilu z nich faktycznie w te gry gra? Ilu czerpie z nich przyjemność, a ilu jedynie czeka, by ponarzekać? Może kiedyś doczekam pięknego dnia, w którym gracze przestaną się kłócić, a nowy Skyrim (niebędący remakiem ani remasterem) stanie się faktem. Albo jeszcze lepiej – momentu, w którym powróci klimat dawnych lat, kiedy bycie graczem było czystą radością, a ekscytacja związana z Avowed czy nowym Assassin’s Creed była czymś naturalnym, a nie powodem do wyszydzania w internetowych wojnach.
… to gracz niedyskutujący!
A co, jeżeli Dragon Age: The Veilguard to tak naprawdę dobra gra, tylko my – gracze – się na niej nie znamy? Może nie chodzi o to, iż gry są coraz gorsze, tylko o to, iż nie potrafimy już o nich normalnie dyskutować? Może zamiast rzetelnej rozmowy mamy jedynie przekrzykiwanie się, kto ma rację, a kto nie? Coraz częściej mam wrażenie, iż granie dla przyjemności staje się czymś tak antycznym, jak tragedie, które kazano nam interpretować w jedyny słuszny sposób w szkole – bez miejsca na własną refleksję. Nie wiem, jeszcze nie grałem, choć mogę się domyślić, gdzie leży prawda.
Obudź się, dyskutuj i graj!
Nie namawiam nikogo do rewolucji i rzucania kamieniami w budynki korporacji – to zostawię pewnemu rockmanowi z antysystemowym hasłem na ustach – ale może czas wrócić do korzeni? Może warto usiąść przy ognisku, jak w Dark Souls, porozmawiać, wymienić się doświadczeniami i znów pokochać granie? Gry powinny łączyć, a nie dzielić. Niech tak zostanie.
To jak, znamy się na grach, czy narzekamy?
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!